czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 6

<Demi>

Przecierając zmęczone oczy leniwie podniosłam się z łóżka. Była godzina 5.56 i wiedziałam, że skoro do tej pory nie udało mi się zasnąć to już raczej nie mam na co liczyć. Założyłam puszysty szlafrok i pokręciłam głową patrząc na puste już łóżko. Wciąż łudziłam się, że to tylko zwykły sen. Że w rzeczywistości mam perfekcyjną rodzinę, a moja mama w pełni akceptuje mojego męża, który z kolei jest przy mnie, a nie włóczy się po jakiś hotelach zupełnie sam. Byłam rozdarta. Nie
  wiedziałam co zrobić, by móc skleić w całość tą chorą układankę. Na pewno muszę porozmawiać z mamą, jednak kompletnie nie wiem w jaki sposób. Nie chcę jej urazić, ale nie mogę pozwolić na to żeby rozbiła moją rodzinę. Nie ma takiej opcji. Jak najciszej tylko umiałam opuściłam pokój, nie chcąc budzić mojego maleństwa. Mimo, że i  tak niedługo wstanie chciałam, żeby spała jak najdłużej ciesząc się błogim snem, który mi dany niestety nie był. Poszłam do łazienki i to co zobaczyłam przeraziło mnie. Blada, wyczerpana, niewyspana i przybita. Wszystko to idealnie odzwierciedlało się w lustrze, które pokazywało wszystkie moje niedoskonałości. Wory pod oczami, popękane wargi, kołtun na kołtunie, sucha skóra. Nawet nie wiedziałam kiedy aż tak się zapuściłam, wyglądałam jak kobieta z problemami po czterdziestce, a nie jak dwudziestoczterolatka, która powinna tryskać energią. Ściągając szlafrok i zsuwając koszulkę nocną weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam kurek z zimną wodą. Tak wiem, to nie było dojrzałe z mojej strony – zwłaszcza, że jeszcze wczoraj miałam gorączkę i dreszcze – jednak tego było mi trzeba. Sięgając po żel brzoskwiniowy i gąbkę szybkimi ruchami obmyłam swoje ciało. Czując jak dygoczę szybko nalałam szamponu na rękę i umyłam dokładnie włosy po czym je spłukałam. Przemyłam twarz i zakręciłam wodę. Gdy już zaczęłam zamarzać otuliłam się niebieskim ręcznikiem, jednak po chwili go opuściłam i po raz kolejny zerknęłam w lustro. Spojrzałam na siebie z odrazą. Byłam taka…gruba i brzydka, dziwiłam się dlaczego Joe mnie poślubił. Kiedyś może i nie brakowało mi urody, ale teraz? Kto chciałby mieć za żonę takiego potwora jak ja? Kręcąc głową ze złością sięgnęłam po bieliznę i szlafrok. Założyłam ręcznik na włosy i zawinęłam w rulon po czym opuściłam łazienkę. Zeszłam na dół z zamiarem przygotowania śniadania i zdziwiona zauważyłam mamę w kuchni. Przecież miała do pracy na 1000,więc czemu wstała tak wcześnie? Czyżby też nie mogła spać? Delikatnie odchrząknęłam, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Była na mnie zła za wczoraj, co powoli zaczynało mnie irytować. Podchodząc do blatu kuchennego nalałam sobie soku pomarańczowego i usiadłam przy stole zerkając na moją matkę. Ignorowała mnie cały czas, stojąc do mnie tyłem i szykując zapewne śniadanie dla całej rodzinki. – Musimy porozmawiać. – rzuciłam po chwili, jednak żadnej reakcji. Co chwilę stawiała coś na stole, ale ani razu na mnie nie spojrzała – Dlaczego to robisz? – spytałam patrząc na nią z bólem w oczach – Robisz to specjalnie? Chcesz mi zniszczyć życie, rodzinę? Tak zachowuje się kochająca matka? – kontynuowałam, nie doczekując się odpowiedzi. Głos mi się łamał i wielka gula stanęła w gardle, jednak chciałam znać odpowiedz. – Czy będziesz tak łaskawa i mi odpowiesz, albo chociaż na mnie spojrzysz?! – krzyknęłam wstając gwałtownie. – nie krzycz, bo obudzisz dziecko – mruknęła siadając przy stole i popijając herbatę. Momentalnie się  we mnie zagotowało jednak przymknęłam powieki, nie chcąc wybuchnąć – odpowiedz – wysyczałam i usiadłam naprzeciw niej, patrząc jej w oczy – kocham cię i nie  chcę żebyś marnowała życie u boku takiego idioty, który ma cię gdzieś – powiedziała spokojnie i sięgnęła po ciastko. Spojrzałam na nią niedowierzając jej słowom. – Ten idiota, jak go nazwałaś jest moim mężem i ojcem mojego dziecka. Kocham go. – powiedziałam mając nadzieję, że chociaż ten argument na nią podziała – rozwód dostaniesz raz dwa, a dziecko jest jeszcze małe, znajdziesz łatwo nowego tatusia dla niej. To, że ty go kochasz to nie znaczy, że on ciebie. Zniszczył ci życie, nie jest wart ciebie i Nicole, to zwykły gówniarz, który – cały czas mówiła, jednak jej przerwałam, nie miałam zamiaru tego słuchać – Przestań! Przestań w tej chwili. Nie masz prawa tak o nim mówić. Moje życie? Co niby masz na myśli? Ten chory modeling? To było twoje tandetne marzenie. NIE moje. On zniszczył? Czemu? To ja poszłam z nim do łóżka, do niczego mnie nie zmuszał – jasne! Wmawiaj sobie! Jestem pewna, że gdyby się do ciebie nie dobrał to do niczego by nie doszło! – przerwała mi, a ja poczerwieniałam ze złości na twarzy i nagle poczułam dziwną ochotę do wygarnięcia jej wszystkiego. Do udowodnienia, że się myli. Że jestem złą kobietą, która lubi się bawić i imprezować, a nie poszkodowaną dziewczynką, która zaszła w ciążę i musiała zrezygnować z marzeń, które tak naprawdę były marzeniami jej chorej matki. – to ja go do tego namówiłam – rzuciłam, a ona zamilkła i spojrzała na mnie zdziwiona. – to ja wszystko zorganizowałam i to ja prosiłam by nie zakładał prezerwatywy, a sama odrzuciłam tabletki. Ty mnie nawet nie znasz… Zawsze robiłaś ze mnie aniołka, kiedy ja byłam zawsze tą złą, tą która chciała się bawić i szaleć. Nie obwiniaj go o to, że uczynił mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Już raz prawie zniszczyłaś ten związek, więcej Ci na to nie pozwolę. Wiem, że on mnie kocha i ja kocham jego. A jeżeli ty tak naprawdę kochasz mnie – zrozumiesz to i uszanujesz moją decyzję oraz jego. Chciałam spędzić swój wolny czas z wami, z moją rodziną. Ale widzę, że tak się nie da. Więc zapamiętaj – Joe jest dla mnie najważniejszy i jeżeli Ty go nie zaakceptujesz to możesz zapomnieć i o mnie, i naszej córce. Nigdy nie widziałam tak opiekuńczego ojca i męża jak Joe. I prawda jest taka, że teraz już nie masz nic na niego, więc albo odpuść, albo… żegnaj.  – zakończyłam swój monolog patrząc jej prosto w oczy. Wyraźnie ją zatkało i nie wiedziała co powiedzieć. Było mi z tym źle, cholernie źle. Ale musiałam coś z tym zrobić i w końcu zebrałam się na odwagę by jej to wszystko wygarnąć. Mimo smutku i żalu poczułam ulgę. W końcu pozbyłam się ciężaru, który leżał na moim sercu od kilku lat. – Idę się spakować i przełożyć bilety na jutro. Przykro mi z tego powodu, ale nie po to wzięłam te dwa  tygodnie urlopu, by się kłócić i użerać z Tobą. – Demi… - wyszeptała, gdy byłam już przy wyjściu z kuchni. Odwróciłam się i zacisnęłam wargi. Miała łzy w oczach i patrzyła na mnie z bólem, jednak nie mogłam jej ulec, nie teraz. – Nie mamo. Idę się teraz  spakować, a ty przemyśl to wszystko co ci powiedziałam i pomyśl jak bardzo mnie zraniłaś. Nie mówiąc już nawet o Joe. Nie mówię, że już  się nie spotkamy. Ale dopóki nie zaakceptujesz mojego szczęścia, moja noga nie postanie  w tym domu.

 <Joe> 

Miałem właśnie pisać sms’a do Demi kiedy zobaczyłem przychodzące połącznie od niej.
Trochę się zdziwiłem bo była dopiero 930 jednak szybko odebrałem połączenie. – hej skarbie, stało się coś? – zapytałem od razu, jednak gdy usłyszałem szloch swojej żony i prośbę o spotkanie to natychmiast się zgodziłem i zerwałem z łóżka.  Byłem zmartwiony, nie wiedziałem czy coś się stało czy nie. Gdyby coś takiego się wydarzyło nie wybaczyłbym sobie, że nie było mnie wtedy przy Demi. Nigdy. 
Szedłem zdenerwowany jak diabli, ale jak zobaczyłem Demi niosącą Nicole na rękach uspokoiłem się. Dziewczyna posłała mi delikatny uśmiech, a ja czym prędzej wziąłem od niej gaworzącą Nicki i wycałowałem ją z każdej strony, po czym ucałowałem usta mojej żony. – co się stało? – zapytałem głaskając ją czule po policzku. – nic, po prostu miałeś rację.  Przyjazd tutaj był błędem i chcę to naprawić – powiedziała wtulając się we mnie, a ja stałem skołowany. – Ale o co Ci chodzi Dee? – zapytałem odsuwając ją od siebie – jutro  wieczorem mamy lot do Hiszpanii – wyszczerzyła się w moją stronę i wzięła Nicole na ręce. Posłałem jej pytające spojrzenie, a ona opowiedziała mi całą historię z jej matką. Niby się cieszyłem, że stąd wyjedziemy, jednak było mi cholernie źle z faktem, że odsunąłem Demetrię od matki. – Demi – zacząłem – kocham cię, ale nie chcę żeby przeze mnie twoja rodzina się rozpadła – spojrzałem jej w oczy, a ona posłała mi uśmiech i musnęła moje usta. – Ty jesteś moją rodziną i to, że moja matka ma z tym jakiś problem zupełnie mnie nie obchodzi. To boli, ale ona w końcu to zrozumie zobaczysz. A teraz chodźmy do domu. Razem. Nie zwracaj na nią uwagi, pomożesz mi w pakowaniu i od jutra zaczniemy nasz urlop tak jak powinniśmy już wcześniej.

***

Dallas oddaj mi dziecko – zaśmiała się Demi próbując odkleić Dall od Nicole jednak na marne. Patrzyłem na tą sytuację z rozbawieniem, moja szwagierka za wszelką cenę próbowała nam uniemożliwić wyjazd z Teksasu. – Joe, zostańcie proszę. Znasz ją ona się zmieni obiecuję, proszę nie jedźcie Demi no! – gdy słuchałem tego lamentu robiło mi się jej żal i rozważałem nawet sytuację, w której mógłbym przekonać Demi do zostania tutaj. Jednak gdy przed oczami stawały mi te wszystkie intrygi mojej teściowej, w którym próbowała nas poróżnić… zmieniałem zdanie. – Dallas, wiesz jak jest i wiesz, że ona nie zmieni się ot tak. Kocham cię i cholernie mi przykro, że nie spędzimy razem tych dwóch tygodni, ale zrozum że naprawdę nasze małżeństwo w ostatnim czasie ucierpiało, więcej z mojej winy i chcę to naprawić i spędzić czas z Joe w… miłej atmosferze. - powiedziała Demi i przytuliła do siebie swoją siostrę – „miłej atmosferze” ? – spytał Mark i puścił mi oczko na co wybuchłem śmiechem. – nie bądź taki do przodu – mruknęła Demi, odrywając się od Dall. – chcecie spędzić czas razem hm? – spytała Dallas na co przytaknęliśmy jednocześnie – ale nie zaszalejecie za bardzo z małym dzieckiem…. Cicho Demi. – rzuciła gdy Demi otworzyła usta by zaprzeczyć – ja i Mark zamiast iść na kurs macierzyński zaopiekujemy się Nicole! – wykrzyknęła uradowana, a Demi spojrzała na nią krzywo – to nie jest zły pomysł! – dorzucił Mark – bez dziecka w końcu spędzicie czas tylko we dwójkę + nie będziecie budzić dziecka po nocach – mruknął, za co dostał od Demi kawałkiem jakiegoś drewna. – no ej! Joe powiedz jej coś – rzucił ze śmiechem, a Demi spojrzała na mnie wyczekująco. Gdyby się zastanowić to miał rację… ja i Demi w końcu moglibyśmy się nacieszyć sobą i… - zgoda! – wykrzyknąłem układając sobie plan naszego pobytu w Hiszpanii – Joe – zaczęła Demi, ale położyłem palec na jej ustach – kochanie daj spokój, to jest wręcz świetny pomysł. Dallas i Mark dadzą radę, a my w końcu pobędziemy chwilkę sami – wymruczałem jej do ucho przyciągając do siebie. – no ale… - zaczęła – to nasze maleństwo – wyszeptała – to tylko dwa tygodnie Dems, zgódź się słońce – ucałowałem jej policzek i usłyszałem jej cichy jęk. – Dem, to będziesz też dobra lekcja dla mamy. Zmięknie dzięki Nicole, a wy – tak jak mówiłaś – będziecie mogli odbudować coś co nie ukrywajmy się ostatnio zepsuło. – spojrzała na nią znacząco, a Demetria spojrzała na mnie z zapytaniem na twarzy na co wzruszyłem ramionami i posłałem jej delikatny uśmiech. – zgoda – mruknęła – ale… - zaczęła, a ja podszedłem do niej i wpiłem się w jej usta – bierzcie Nicole póki się jeszcze nie rozmyśliła! – krzyknąłem i cała nasza czwórka wybuchła śmiechem. Pożegnaliśmy się z Nicole i przy ubolewaniu naburmuszonej Demi, Mark zawiózł nas na lotnisko. Nie mogłem się doczekać tego tygodnia, oby był lepszy niż poprzedni… 

***

Przepraszam za czas, długość i jakość :x Zwłaszcza końcówkę, bo nie mam nawet głowy by ją sprawdzić... spokojnych dni w moim domu jest tyle co prostych/idealnych/bez dziur dróg w Polsce, więc przepraszam ;( Postaram się dodać następny szybciej :) Mam już nawet obmyślony :3 Enjoy! Ps. Napiszcie mi jeśli chcecie być informowani proszę :) <3 podajcie mi  tt, ewentualnie gadu :)

sobota, 1 września 2012

Rozdział 5

< Demi >
Promienie słońca wdarły się przez rolety do mojego pokoju, oświetlając moją twarz. Przekręciłam się na drugi bok próbując spać dalej, jednak coś mi się nie zgadzało. Otworzyłam oczy i znów spotkał mnie ten sam zawód. Joe’go nie było obok mnie. Nie witał mnie swoim zabójczym uśmiechem. Nie czekał na mnie ze śniadaniem. Nie pocałował mnie na dzień dobry. Odkąd wybiegł z domu minęły już cztery dni, a on wciąż nie wrócił. Nie dawał znaku życia. Tak bardzo się o niego martwiłam, tak bardzo chciałam go przeprosić, tak bardzo chciałam poczuć jego perfumy, jego miękkie wargi na swoich. Nawet nie zauważyłam jak po moich policzkach spłynęła kolejna porcja gorzkich łez. Co jeśli coś mu się stało? Albo co jeśli mama miała rację? Jeśli teraz zabawia się w jakiś  klubach z panienkami, które są sto razy ładniejsze niż ja? Które mają figurę i nie muszą niańczyć dziecka? Na samo myślenie o czymś takim dostałam ataku histerii. Nie mogę go stracić. Nie mogę.
Gdy usłyszałam płacz Nicole, starałam się uspokoić.  Dallas od tych czterech dni ciągle się nią opiekowała i pozwalała mi się wyspać. Nie chciałam tego, zwłaszcza, że ona sama spodziewa się  małego szkraba, jednak uparła się. Stwierdziła, że to będzie dla niej świetna lekcja przed-macierzyńska. Tak, powiedziała mi już o ciąży. Ale niestety nie na zakupach… Chodziłyśmy wczoraj po okolicy, szukając Joe’go. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i  wstałam z łóżka, przejrzałam się w lustrze. Podpuchnięte czerwone oczy, sińce na twarzy i istna biel. Nie widziałam żeby moja twarz była kiedykolwiek w takim stanie. Byłam blada jak ściana szpitalna, co pewnie wiązało się z tym, że nie jadłam już od trzech dni nic, a nic. Nie mogłam jeść, nie wiedząc gdzie i w jakim stanie jest mój mąż. Wysłałam mu już z tysiąc sms’ów, jednak na żaden nie odpisał. Dzwoniłam setki razy, jednak za każdym razem odrzucał połączenie. Mimo, że było mi przykro to podnosiło mnie to na duchu. Odrzucał je. Czyli był cały i zdrowy. Chyba, że to nie on odrzuca. Szybko wyrzuciłam czarne myśli z głowy i udałam się do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Ubrałam czystą bieliznę, czarne dresy i białą bluzkę. Narzuciłam na siebie beżowy, dość rozciągnięty sweter i zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że mój telefon wibruje. Moim oczom ukazała się wiadomość: 

Od Joey ;* :  
„Wyjdź przed dom o 20. Nie martw się o mnie.” 

Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Jest bezpieczny. Chce ze mną porozmawiać.  Albo zerwać. Energicznie pokręciłam głową, starając się nie myśleć o czymś takim i zeszłam na dół. Momentalnie wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Posłałam im słaby uśmiech i wzięłam od Dallas moją córkę, która zanosiła się płaczem w jej ramionach. Gdy przytuliłam moje maleństwo do siebie, od razu się uspokoiła, tuląc się do mojej piersi. Ucałowałam jej główkę i usiadłam z nią na kanapie. Mała złapała w rączki pasmo moich włosów i zaczęła się nimi bawić, jednak po chwili znów wtuliła się we mnie. Skarciłam się w myślach. Jak mogłam się tak zachować? Leżałam i ryczałam w łóżku zamiast zająć się moim dzieckiem, które nie dość, że tęskniło za ojcem, to i za matką. Co ze mnie za matka? Zwykła egoistka. Prychnęłam w myślach. Taka była prawda, powinnam była pomyśleć o Joe. Chciał spędzić wakacje ze mną i Nicki, a nie użerać się z psychiczną teściową, jednak poświęcił się dla mnie. A ja? Nawrzeszczałam na niego, biorąc jak zwykle stronę matki. 
– Jak się czujesz kochanie? – Dall wyrwała mnie z zamyślenia, kładąc rękę na moim ramieniu. Postawiła przede mną kubek gorącej herbaty i talerz kanapek. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i delikatny uśmiech. Nie zauważyłam nawet, że zostałyśmy same w domu. Tata pojechał do swojej firmy, był architektem. Tak samo jak Joseph, dlatego od razu mój małżonek przypadł mu do gustu. Mama? Wciąż zajmowała się modelingiem, a bynajmniej młodymi kobietami, które starały się jakoś wybić w tym świecie. Mark? Był menagerem jakiegoś znanego zespołu, którego nazwy nie pamiętam. Co, jak co, ale znał się na tym. Zostałyśmy tylko we trzy. Ja, moja siostra i Nicole.
– Dobrze…dziękuje ci za wszystko Dallas – powiedziałam siląc się na uśmiech, a ona usiadła obok mnie i delikatnie  mnie przytuliła. – Jestem ci naprawę wdzięczna. Za tą troskę i opiekę nad małą. – kontynuowałam. Potrzebowałam jej teraz. Była cudowną siostrą. Piękna, mądra. To ona powinna być modelką, nie ja. Jednak ona od dziecka kochała projektować. Pracuje w firmie,  razem z mamą i zajmuje się projektami kreacji do pokazów. Teraz, z powodu ciąży, pracuje w domu. Dostarcza mamie projekty raz w tygodniu. – Nie masz za co Dems, od tego tutaj jestem. – uśmiechnęła się do mnie i skubnęła z mojego talerza jedną kanapkę. – Jedz, jedz – rzuciła z pełną buzią, na co się zaśmiałam. Zaburczało mi w brzuchu. Wcześniej w moich myślach panował chaos, myślałam tylko o Joe, nie przejęłam się nawet tym, że porządnie zgłodniałam. – a co z nim? – zapytała powoli, bojąc się mojej reakcji. Skierowałam swoje spojrzenie na nią. – odezwał się? – dodała, na co delikatnie skinęłam głową. Strasznie bolała mnie głowa. – Chce się spotkać ze mną przed domem, o dwudziestej. – wyjaśniłam, gdy posłała mi pytające spojrzenie. – to świetnie! Bynajmniej wiesz, że jest cały i zdrowy – rzuciła z entuzjazmem, na co przytaknęłam, szczelniej okrywając się swetrem. – Dem, jest środek lata, a ty się opatulasz zimowym swetrem? – zapytała rozbawiona, jednak mi nie było wcale do śmiechu, więc tylko wzruszyłam ramionami. – Jesteś chora? – zapytała Dallas i przyłożyła rękę do mojego czoła. – matko boska! – krzyknęła, a ja spojrzałam na nią jak na chorą umysłowo, jednak ona się niczym nie przejęła. Podeszła do szafki w kuchni i wyciągnęła z niej termometr. – Masz – rzuciła go obok mnie na kanapę i delikatnie wzięła Nicole ode mnie, kładąc ją w łóżeczku, które przygotowane już było dla jej dziecka,  jednak na razie moja córka w nim urzędowała. Po pięciu minutach wyciągnęłam termometr i się porządnie zdziwiłam. Miałam trzydzieści dziewięć stopni gorączki. Zapomniałam tylko, że przedwczoraj zasnęłam na balkonie w kusej koszulce, a była dosyć chłodna noc. Nawet jak na lato. Miałam ochotę trzepnąć się w mój pusty caban, jednak zwyczajnie nie miałam na to siły. To dlatego byłam taka blada. Westchnęłam cicho i tak jak nakazała mi Dall ruszyłam w stronę mojej/naszej tymczasowej sypialni. Ku jej radości musiałam oddać się w jej ręce i znów zostawić małą w jej rękach. 


*

Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 19.55 więc nieźle musiałam pospać. Czułam się już trochę lepiej, jednak wciąż strasznie bolała mnie głowa i miałam gorączkę. Narzuciłam na siebie sweter, bo było mi strasznie zimno i opuściłam swój pokój, schodząc na dół. – Dokąd idziesz? – zapytała moja matka, gdy byłam już przy drzwiach.  – muszę spotkać się z Joe – rzuciłam cicho, wiedziałam że nie spodoba jej się, jednak nie obchodziło mnie to. W tej chwili liczyło się tylko to jak bardzo tęskniłam za nim i jego bliskością. Prychnęła. – a niby po co? On ma Cię gdzieś! – krzyknęła z odrazą, a ja odwróciłam się na pięcie. – To jest MOJE życie i MÓJ mąż, więc proszę cię… nie mieszaj się do tego! – również krzyknęłam i wyszłam z domu. Spojrzałam na zegarek. Była już dwudziesta. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie nie widziałam sylwetki Joe’go. Zawiał wiatr i się wzdrygnęłam, było mi cholernie zimno. Stałam tak jakieś dobre pięć minut, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Wystawił mnie? Czy on naprawdę mnie już nie kocha? Pocierając ramiona już chciałam wrócić w kierunku domu, gdy poczułam silne ramiona obejmujące mnie od tyłu.
Wrócił. Był tutaj ze mną. Odwróciłam się gwałtownie i rzuciłam się mu na szyję. Objął mnie w pasie i pocałował moją szyję. – Jesteś rozpalona – szepnął i delikatnie odsunął się ode mnie. – To nic – sapnęłam – ważne, że jesteś. Proszę wróć do mnie – wyszeptałam i poczułam słoną ciesz na policzku. – Nie płacz Dem, jestem tutaj – mruknął w moje włosy, gdy znów rzuciłam się mu w ramiona, dając upust emocjom. – tak się bałam o ciebie – wyjąkałam, mocząc mu koszulę. Nie chciałam go puszczać, już nigdy. Po prostu nigdy.  – wiem, przepraszam kochanie – szepnął mi do ucha i pocałował mnie czule. – zarazisz się – mruknęłam, gdy obsypywał moje usta pocałunkami. – nie obchodzi mnie to – mruknął i wpił się zachłannie w moje usta. Oddawałam mu pocałunek z takim samym zaangażowaniem, on nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo mi go brakowało. A może zdawał? Widziałam w jego oczach tęsknotę i troskę i to właśnie chciałam zobaczyć. Nic innego nie liczyło się poza nami. Nawet to, że ledwo trzymałam się na nogach i miałam około czterdziestu stopni gorączki. Tylko Joe i ja. Ja i Joe. Mój Joe.  


*

Siedziałem z Demi na huśtawce w ogrodzie jej rodziców i tuliłem ją do siebie. Była rozpalona i przemęczona, ale nie chciała mnie puścić. Dlaczego? Bo nie zamierzałem wrócić do domu jej rodziców. Nie teraz. Nie dzisiaj. Nie chciałem narażać się na kolejne kłótnie z teściową, ani patrzeć jak Demi przez to cierpi. Przyszedłem tu tylko na moment. Tylko by powiedzieć jej, że ją kocham i nie zostawię. I upewnić ją, że jestem cały.
 Głaskałem ją po głowie, patrząc jak zmaga się z snem. Nie chciała ode mnie się odsunąć ani na minutę. Zdecydowanie się zmieniła przez ostatni czas. Na lepsze. Ale za to ja ostatnio pokazałem jej tą gorszą stronę. Powiedziałem jej, że mam ją gdzieś, a przecież tak naprawdę Demetria jest dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Bez niej i Nicole, za którą też cholernie tęskniłem. Ale jeszcze nie chciałem się widzieć z Dianą. Nie miałem ochoty na to. Nie byłem gotowy. – Idź już do domu, zimno ci – powiedziałem, gdy Demi mocniej ścisnęła moją koszulę. – Nie – zaprzeczyła od razu, na co ciężko westchnąłem. – Zostań ze mną, proszę. – jęknęła patrząc mi w oczy. – Nie Demi, nie dzisiaj, proszę nie utrudniaj mi tego. – mruknąłem całując czubek jej głowy. – A kiedy? Kocham cię i tęsknie. Pomyślałeś o Nicki? Ona też tęskni Joe, proszę. – nie poddawała się, jednak postanowiłem sobie już wcześniej, że nie ulegnę. – Demi, ja też tęsknię. Cholernie tęsknie za wami. Jednak muszę już iść. – wstałem z huśtawki, delikatnie ją od siebie odsuwając.  Musiałem tak zrobić, inaczej by mnie nigdy nie puściła. Szybko zerwała się z huśtawki i zauważyłem, że straciła równowagę i gdyby nie ja, przewróciłaby się. – Skarbie, idź do domu i wypocznij, dobrze? – złapałem jej podróbek, a widząc, że jest gotowa by już zaprzeczyć wpiłem się w jej usta. – Zrób to dla mnie Dem. Muszę już iść, spotkamy się jutro, obiecuję. Kocham Cię. – Pocałowałem ją w czoło, pozwalając by się we mnie wtuliła. – Ale gdzie iść Joe? – zapytała patrząc na mnie tymi pięknymi czekoladowymi oczami tak, że myślałem, że wymięknę.  – Nie martw się, zatrzymałem się w hotelu niedaleko. Spotkamy się jutro.  I pamiętaj jedno. Kocham cię i zawszę będę rozumiesz? – zapytałem, a gdy kiwnęła głową pocałowałem ją czule. – Ucałuj Nicole kochanie – szepnąłem i już chciałem odejść, gdy Demi wpiła się w moje usta. Przyciągnąłem ją i pogłębiłem pocałunek, jednak wiedziałem, że czas skończyć pieszczoty, bo nie wypuści mnie stąd nigdy. – Będę śnił o tobie aniołku. – ostatni raz ją pocałowałem i odszedłem rzucając jej delikatny uśmiech. Odwzajemniła go ze smutkiem i ze spuszczoną głową ruszyła wolno w kierunku domu.
Serce mi się krajało na ten widok, ale tak na razie musiało być. Nie byłem pewny na czym stoję, jednak wiem jedno. Demi jest dla mnie całym życiem i nigdy jej nie zostawię. Bez względu na wszystko. Wszedłem do hotelu i odbierając klucz od swojego pokoju, ruszyłem w jego stronę. Wziąłem szybki prysznic i ułożyłem się wygodnie na łóżku. Sięgnąłem po mój telefon, który leżał na półce i wystukałem sms’a do Demi treści „Kocham Cię Aniołku ;*”. Nie musiałem czekać długo na odpowiedź:

Od Demcia: 
„Ja Ciebie też i tęsknię ;**” 

Jeszcze chwilkę z nią popisałem i wyłączyłem telefon próbując zasnąć. Myślałem o Dem i Nicole. Kocham je najmocniej na świecie i nic tego nie zmieni, nawet moja namolna teściowa. Tak myśląc o nich, o gaworzeniu Nicole, o jej ślicznych niebieskich oczkach, o Demi, jej pięknym uśmiechu i jej całej odpłynąłem w krainę Morfeusza…  

***

I dodałam :) Wiem, że krótki i nie najlepszy, ale pisałam go dzisiaj w nocy od drugiej, do trzeciej, więc wyszło całkiem znośnie, a poza tym, gdyby był dłuższy to by za wiele zdradził ;) Przepraszam, za wszystkie błędy. Nie chcę go dedykować, bo nie wyszedł mi za ciekawy. W każdym razie, dziękuje Medicatus_Hope za wsparcie :)) I mojej Tosi, która wspiera mnie we wszystkim <3
Jak widzicie, jest nowy, cudowny szablon, który pobrałam z bloga, http://breakheaven-nightmare.blogspot.com  więc serdecznie dziękuje: Nightmare_, Break-Heaven i BlondIlluminate :) Przy kolejnej notce postaram się dodać zwiastun do bloga ;* 

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział 4

 <Demi>

- Dems, kochanie obudź się, lądujemy – poczułam lekkie szturchanie i usłyszałam głos Joe’go. Uniosłam głowę do góry i wtuliłam się mocniej w ramię mojego męża. Z tego co zauważyłam, nasza córeczka dalej sobie smacznie spała wtulona w swój różowiutki kocyk. Spojrzałam na nią kątem oka i uśmiechnęłam się delikatnie. Gdy spała ze smoczkiem w ustach wyglądała naprawdę uroczo, a delikatnie zaróżowione policzki i błąkający się na ustach uśmiech dodawał jej uroku. Poczułam jak Joseph wsuwa ręka pod moje ramię, zapinając mój pas. Właśnie lądowaliśmy w Dallas. Spojrzałam na Joe’go. Zapatrzony w krajobraz za oknem, z delikatnym zarostem w rozpiętej koszuli w kratę, wyglądał naprawdę przystojnie.  Przejechałam delikatnie dłonią po Jego twarzy, jednak On dalej głowę miał przy szybie. Poczułam dziwne uczucie w brzuchu i zrobiło mi się słabo. Odkąd pamiętam bałam się lądowania samolotu. Nie raz ze strachu traciłam przytomność, mimo, że byłam dorosłą kobietą. To było już po prostu coś w rodzaju fobii. Choćbym nie wiem jak próbowała, zawsze robi mi się słabo.. Zacisnęłam kurczowo dłonie na koszuli Joe, delikatnie ją mnąc. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się pokrzepiająco, całując mnie w czubek głowy. Joe wiedział o moich problemach, jeśli chodzi o lądowania, więc mocno przycisnął mnie do siebie widząc, że oddycham co raz szybciej i bardziej nerwowo. Zawsze mogłam na Niego liczyć w takich sytuacjach i tak było i tym razem. Joseph był bardzo opiekuńczy jeśli chodzi o rodzinę. Często z tym przesadzał i nie raz dochodziło między nami do sprzeczek na ten temat, jednak jemu nie da rady przegadać. Myślałam początkowo, że tak jest tylko względem mnie, jednak po dłuższej konwersacji z Jego matką, wyszło na jaw, że był taki od zawsze, więc spuściłam z tonu i staram się nie czepiać o Jego nadopiekuńczość. Nie powiem, że nie, bo w niektórych sytuacjach to naprawdę miłe. Joe zawsze sprawiał wrażenie miłego, opiekuńczego faceta i taki po prostu był. I za to Go kochałam, za to że nigdy nie udawał kogoś kim nie był. Objął mnie mocniej gdy koła samolotu dotknęły podłoża. Tuląc się do Niego, wdychałam zapach Jego cudownych perfum, które miał odkąd pamiętam. Joe nigdy nie zmieniał swoich przyzwyczajeń, stylu. Możliwe, zmienił się z charakteru, wyglądu, stał się prawdziwym przystojnym mężczyzną, ale na pewno nie zmienił swojego stylu ubierania się, ani upodobań.  Od dziecka kochał architekturę i poczynając od papierowych konstrukcji, aż do wysokich wieżowców, ogrodów, domów itp. Jeśli chodzi o czas wolny to Jego hobbym zawsze była koszykówka. Co sobotę, po południu On, Jego bracia i znajomi zbierają się w wielkiej hali sportowej na przyjacielski mecz koszykówki. To się stało już ich taką tradycją, gdy któryś nie mógł przyjść z powodu jakiejś kontuzji, zbierali się razem w jakimś pubie, bądź domu jednego z nich na piwo  i oglądali mecz w tv. Byli świetnym zespołem i paczką dobrych przyjaciół. Jedyne co mnie irytowało to to, że uważali, że na ich wieczorkach „nie ma prawa być bab, bo one wszystko psują”...  Z zamyślenia wyrwał mnie głos Joe’go, który oznajmił mi, że już wychodzimy z samolotu. Wzięłam więc dalej śpiącą Nicole na ręce, a Joe wziął naszą przenośną torbę i nawet się nie obejrzeliśmy, a już odbieraliśmy nasze bagaże. Byłam bardzo zamyślona, myślałam nad naszym pobytem w Dallas, o moim małżeństwie, Nicole, rodzinie, a nawet o takich błahostkach jak kolor swoich paznokci. Nawet nie zauważyłam swoich rodziców, którzy zawzięcie do nas machali. Dopiero, gdy usłyszałam krzyk starszej siostry i poczułam szturchnięcie Joe’go ocknęłam się.  Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i już po chwili byłam w objęciach rodziców i siostry, Dallas.  Joe przywitał się z Dall i rodzicami. Moja mama nie wykazała zbytniego zainteresowania Jego osobą i tylko uścisnęła Go od niechcenia i rzuciła Mu pogardliwe spojrzenie. Nie powiem, zezłościło mnie to, ale myślałam, że odstawi gorszą szopkę. Byłam zadowolona z tego, że mój małżonek po prostu to zignorował i zaczął rozmawiać z Markiem – narzeczonym Dallas. Przywitałam się z nim i całą siódemką ruszyliśmy do samochodu Marka. My mieliśmy pojechać z Nim, a rodzice z Dallas, ponieważ nie zmieścilibyśmy się do jednego samochodu z bagażami.  Początkowo rozmowa nam się nie kleiła, jednak w połowie drogi Mark włączył radio, więc  ja nuciłam sobie piosenki pod nosem bawiąc się z Nicole, która swoją  drogą w końcu się obudziła, a chłopcy o czymś tam sobie rozmawiali ‘jak facet z facetem’. Mark był naprawdę fajnym kolesiem, miał poczucie humoru, był sympatyczny,  spokojny i przystojny. Dallas świetnie trafiła, a w dodatku nigdy nie widziałam Jej aż tak szczęśliwej. – Mark, jak się układa Tobie i mojej siostrze? – nie mogąc dłużej już słuchać tych ich bredni, postanowiłam w końcu im przerwać. – Czekałem aż w końcu o to zapytasz Dee – Mark zaśmiał się i spojrzał na mnie kątem oka, jednak wciąż nie spuszczając wzroku z jezdni. – Powiem Ci że jest świetnie, nie spotkałem jeszcze tak niesamowitej dziewczyny jak Twoja siostra. Stąd też, mamy zamiar pobrać się za cztery miesiące. Jest jeszcze coś, powiem Ci, ale obiecaj, że nie wygadasz – dokończył, spoglądając na mnie przez ramię, korzystając z chwili, gdy staliśmy na światłach. – oczywiście, że nie wygadam! – rzuciłam oburzona,  pół żartem oczywiście – yhym – dotarł do mnie głos Josepha, który ewidentnie się ze mnie nabijał, a Mark miał z nas niezłą polewkę. – Co tam mruczysz? – mruknęłam mu do ucha, gwałtownie łapiąc się i przyciągając do Jego siedzenia. Swoją drogą to Mark ma bardzo wygodne auto. – nic, nic – Joe odpowiedział  cmokając mocno mój nos i wybuchając z Markiem śmiechem, widząc moją reakcję. Na co ja, skrzywiłam się tylko i wróciłam na swoje miejsce ze śmiechem. – Gadaj, no! – zwróciłam się tym razem do Marka. Byłam naprawdę ciekawa o co mu chodziło. – Dallas jest w ciąży – powiedział uśmiechając się delikatnie do siebie, a na mojej twarzy  momentalnie pojawił się wielki banan. – Omg, gratuluję Wam! – prawie pisnęłam, uśmiechając się jeszcze szerzej. Joseph także złożył gratulację Markowi, po czym spojrzał na małą Nicole, która także cieszyła się z jakiegoś powodu i dusiła swojego misia co raz bardziej. Mimo, że wyrwała mu już, rękę i nogę, a także wydłubała jedno oko, nie pozwoli tknąć swojego misia. Nazywa go ‘lolo’  i jeszcze nigdy nie poszła bez niego spać. Raz, gdy zapodział mi się gdzieś w praniu szukaliśmy go z Joe przez całą noc, aż w końcu go znaleźliśmy i nasza córka spokojnie zasnęła. Nie mam pojęcia co jest takiego w tym misiu, ale Nicki go naprawdę kocha. – Tylko nie mów Dall ani słowa, jasne? Chyba by mnie zabiła.. znając życie jutro wyciągnie Cię gdzieś na miasto pod głupim pretekstem i tam Ci powie. To miała być jej chwila, ale chciałem Cię tak uprzedzić. Mogę liczyć na to, że mnie nie wydasz? – Mark zapytał, zabawnie poruszając brwiami, po czym, gdy przytaknęłam w końcu zatrzymaliśmy się przed domem moich rodziców. Moim starym domem, za którym tak tęskniłam.
Mark i Joe wyciągnęli nasze walizki, po czym weszliśmy całą czwórką do kuchni, gdzie mama i Dallas szykowały obiad. Rozejrzałam się dookoła. Nic tu się nie  zmieniło, delikatne morelowe ściany, kremowe meble, wielki stół pośrodku pomieszczenia. Dlaczego wielki? Mieliśmy wielką i kochającą rodzinę. Wszystkie święta, więc spędzaliśmy razem jeśli było to tylko możliwe. – Siadajcie – mruknęła moja matka. Doskonale wiedziałam, że miała nadzieję, że przyjadę sama z Nicole, bez Joe’go. Odkąd ostatnio ja i Joseph pokłóciliśmy się ostro, mama całkowicie Go znienawidziła. Zawsze była po mojej stronie, a ja? Ja nigdy nie miałam racji. Przez swoje wieczne niezadowolenie, to ja wszystko psułam i doprowadzałam do kłótni, Joe zawsze obrywał najbardziej. Nie mogę pogodzić się wciąż z faktem, że byłam taką egoistką dla Niego. Że pozwoliłam na to, aby moja złość, furia i rozżalenie zaćmiły moją miłość do Josepha. Jednak On, zawsze się starał wszystko załagodzić, był na każde moje zawołanie, na każdą zachciankę. Bał się, że mogłabym go zostawić i dlatego stał się pomiotłem dla mnie bez żadnych sprzeciwów. Spojrzałam na Niego, konsumował powoli swój posiłek, starając się ignorować natarczywą teściową, która non stop rzucała mu złowrogie spojrzenia, nie mogłam na to nic poradzić. Moja matka twierdziła, że nie jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i to widać. Fakt, faktem było tak kiedyś. Teraz postanowiłam jej pokazać, że jest inaczej. Kocham Joe i jestem pewna w 100%, że On mnie także. Gdy ja i Joseph skończyliśmy jeść, wzięłam nasze talerze, po czym włożyłam je do zmywarki, uprzednio je opłukując. – Zawsze tak musisz latać koło niego? – zapytała moja matka z pogardą, kątem oka patrząc na Josepha, który niespokojnie się poruszył. Musiałam zareagować – Nie – zaśmiałam się sztucznie – to Joseph zazwyczaj wypełnia domowe obowiązki, zajmuje się dzieckiem, gotuje, sprząta. Taki mąż to prawdziwy skarb – dokończyłam z uśmiechem, całując Jego policzek. Joe spojrzał na mnie z uśmiechem, a ja ucałowałam Jego wargi. Miałam ochotę się w nich zatopić, znacznie głębiej, jednak wiedziałam, że nie będzie to stosowne w kuchni, przy wszystkich, a zwłaszcza przy matce. -  Joe, kochanie chodź mi pomóż, zniesiemy  wózek Nicole z góry i przejdziemy się po okolicy. Dawno tutaj nie byłam – mruknęłam i puściłam Josephowi oczko, od razu domyślił się o co chodzi. Podniósł się z miejsca, podziękował za posiłek i ruszył się za mną w kierunku schodów. Gdy tylko weszliśmy do naszej sypialni, Joe od razu przycisnął mnie do ściany całując namiętnie moje usta, odwzajemniałam pocałunki nie mogąc się nim nacieszyć, tak jakbyśmy się mieli już nigdy nie zobaczyć. Było mi tak dobrze, że nawet nie zauważyłam jak Joe wpił się w moją szyję, zostawiając na niej ciemnoróżowy ślad – Joe! – pisnęłam i odepchnęłam go od siebie ze śmiechem. Podeszłam do lusterka i zobaczyłam dosyć pokaźną malinkę, którą usta mojego małżonka zostawiły na mojej szyi. Pokręciłam głową z politowaniem i podeszłam do szafki, w której miałam już pieluszki i inne zabawki Nicole. Wrzuciłam je do mojej dość sporej torby i przewiesiłam ją przez ramię. Obeszłam Joe’go który wygodnie rozłożył się na łóżku i wyciągnęłam wózek. Z lekkim trudem, ale udało mi się go rozłożyć. Spojrzałam na Joe, oczy miał zamknięte, jednak na jego twarzy błąkał się łobuzerski uśmieszek. Podniosłam z ziemi poduszkę, którą Joseph wcześniej zwalił i cisnęłam nią w niego z całej siły. Chłopak momentalnie zerwał się na równe nogi i posłał mi mordercze spojrzenie. – Pomóż mi znieść ten wózek – wyszczerzyłam się w jego stronę, na co on tylko wykręcił oczami, chwytając jeden koniec wózka. Chwyciłam za drugi koniec i znieśliśmy wózek na dół. Spojrzenia wszystkich w salonie skierowały się w naszą stronę. Posłałam rodzince delikatny uśmiech, a Joe podszedł do Dallas i z uśmiechem wziął naszą córeczkę z jej kolan. Patrzyłam jak zaczyna ją łaskotać, przytulać i nie mogłam powstrzymać  uśmiechu na swojej twarzy.  – To my wrócimy za jakieś dwie godzinki – rzucił Joe, wkładając malutką do wózka i wyszliśmy z domu. Podczas spaceru, uważnie rozglądałam się dookoła, wybudowali parę sklepów, budynków, ale nic takiego się tu nie zmieniło, więc nie miałam problemu  z trafieniem do parku, czy na plac zabaw. Szliśmy jakąś uliczką w ciszy i spokoju. Spojrzałam na Joe. Był lekko zmęczony, a na jego twarzy pojawił się już delikatny zarost, co dodawało mu uroku i męskości. – Jestem z ciebie dumna – powiedziałam w pewnym momencie – Czemu? – spytał skołowany. Zaśmiałam się w duchu, chodziło mi o sprawę z moją mamą. – Dzielnie znosisz moją mamę – zaczęłam z podziwem, na co Joseph wybuchł śmiechem – i nie odpowiedziałeś jeszcze na żadną jej zaczepkę – dodałam z uśmiechem. Byliśmy w pobliskim parku. Słońce grzało niemiłosiernie, więc usiedliśmy na ławeczce w cieniu. Nicole już zasnęła. – Robię to tylko dla ciebie – mruknął wodząc nosem po mojej szyi, uśmiechnęłam się delikatnie. Choć sama nie wierzyłam, chętnie oddałabym się większym pieszczotom, jednak byliśmy w miejscu publicznym – Demi? – zapytał po chwili – mhm? – wymruczałam opierając głowę o jego ramię – zdążylibyśmy jeszcze na ten samolot do Hiszpanii – jęknął chowając głowę w moje włosy. Wybuchłam śmiechem i pokręciłam głową, on był niemożliwy! – nie ma mowy – cmoknęłam go w usta. Z jego ust wydobył się cichy jęk i spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem, jednak na twarzy pojawił mu się łobuzerski uśmiech – Czemu się szczerzysz? – spytałam z bananem na twarzy, czekając na jego reakcję. Przybliżył się do mnie, tak że czułam jego oddech na swoim policzku, który już się tak nie rumienił jak kiedyś. Po prostu przywykłam do Niego i Jego bliskości. Mimo wszystko w brzuchu nadal szalało tysiące motyli, które lada chwila miały eksplodować, doprowadzając mnie do szaleństwa. – podoba mi się ta nowa Demi – mruknął wprost do mojego ucha, przygryzając jego płatek – mi też – wyszeptałam zatapiając się w jego ustach.

                                                    ***
- Jesteś zwykłym, nieodpowiedzialnym gówniarzem! Jak śmiesz mnie pouczać! – wychodziłam właśnie z sypialni by wykąpać Nicole, gdy usłyszałam krzyki mojej matki. Jak się domyślałam były kierowane w kierunku mojego męża. Nie powiem, bo zdenerwowałam się, ale postanowiłam poczekać na rozwój sytuacji. Przystanęłam na schodach – przecież tylko… - zaczął się tłumaczyć, ale moja mama mu przerwała. – nie obchodzi mnie to! Nie masz prawa mnie pouczać, bo gówno wiesz o dzieciach! Taki z ciebie tatuś jak ze mnie baletnica! –  warknęła. Zrobiła się cała czerwona na twarzy, a ja spoglądałam na nich z niedowierzaniem – na pewno dużo lepszy – mruknął Joe, co było dużym błędem, echh co ja mu mówiłam? – słucham?! Jak śmiesz?! Nie mam zamiaru znosić Cię w tym domu! – krzyknęła, a Joe ją zignorował karmiąc Nicole z butelki – nie jesteście tutaj nawet dwa dni, a już mam Cię serdecznie dosyć – syknęła z jadem.  – wzajemnie – rzucił Joseph z kpiarskim uśmieszkiem. Już miałam zejść do nich i żądać wyjaśnień od matki, ale gdy to usłyszałam lekko mnie wmurowało. Chyba zbyt pochopnie pochwaliłam Joe. – więc czemu tu wciąż jesteś? – rzuciła moja mama zadziornie, nie wiem po co to robiła! Ugh! – dla Demi. Prosiła mnie o to, więc tu przyjechałem. Wyobraź sobie, że miałem znacznie ciekawsze plany niż słuchanie starej jędzy, która nie ma własnego życia i wpieprza się w życie innych. – warknął, a mnie po prostu wryło w podłogę. Wiedziałam, że po czymś takim moja matka mu nie odpuści, tak samo jak i ja. Co on sobie wyobrażał? – Słucham?! – krzyknęła moja matka z oburzeniem – to co słyszałaś. Prawda kłu-- - nie zdążył dokończyć bo zeszłam ze schodów i wparowałam do kuchni – co tu się dzieje? – zapytałam, patrząc zawiedzionym wzrokiem na Joe. Ten tylko wykręcił oczami – niech twój ukochany mąż Ci powie! – krzyknęła moja matka i wybiegła z kuchni z płaczem. Zrobiło mi się jej naprawdę żal… Spojrzałam na Joe’go żądając jakichkolwiek wyjaśnień. – Jak mogłeś coś takiego powiedzieć? – zapytałam wściekła, gdy ten zupełnie mnie ignorując nalał sobie soku do szklanki i zmierzał ku wyjściu z kuchni – no jak się pytam?! – wrzasnęłam, gdy nie usłyszałam żadnej odpowiedzi z jego strony – normalnie – rzucił chłodno – pakuj się, bo pojutrze mamy samolot do Los Angeles – mruknął wchodząc na górę z Nicole. Przez chwilę patrzyłam z niedowierzaniem w miejsce, w którym przed chwilą stał mój mąż, a potem wbiegłam za nim na górę. – Mowy nie ma! Jak Ty tak możesz?! – wpadłam do pokoju krzycząc. Nie mogłam mu na to pozwolić. Nie chciałam tak szybko stąd wyjeżdżać – nie będę mieszkał pod jednym dachem z tą… babą! – wykrzyczał mi prosto w twarz, zrywając się z łóżka – ta „baba” jak ją nazwałeś jest moją matką! – również krzyczałam. Nie zwróciliśmy nawet uwagi na nasze dziecko, które było już bliskie płaczu, bojąc się naszych wrzasków. – No i co z tego?! JA jestem Twoim mężem! Jesteś po jej stronie?! – złapał mnie za ramiona potrząsając. Wyrwałam się i go odepchnęłam – Mimo wszystko tym razem to TY przegiąłeś, nie ona! - mówiąc to, wbiłam mu palec w klatę, patrząc na niego ze wściekłością – czemu nie odpuściłeś chociaż raz?! No czemu?! – wciąż krzyczałam, ale tym razem to on mnie odepchnął – możesz się zamknąć?! Nie mam zamiaru słuchać tych pieprzonych wywodów na temat twoje pojebanej mamusi! – rzucił ironizując ostatnie słowo – nie mów tak! – krzyknęłam, a w moich oczach zabłyszczały łzy, jednak dzielnie je powstrzymywałam. – bo? –spytał patrząc na mnie kpiąco. Nie mogłam w to uwierzyć… kpił ze mnie, zabolało mnie to. – Masz się zmienić słyszysz?! I w tej chwili przeproś moją matkę! – wrzasnęłam, a Joe zaśmiał mi się w twarz i złapał za klamkę od drzwi – dokąd się wybierasz? – warknęłam. Przystanął i odwrócił się w moją stronę – jak najdalej od Ciebie i Twojej mamusi! – krzyknął i wybiegł z pokoju. Chwilę później usłyszałam już tylko trzask drzwi. Spojrzałam na Nicole, która była już czerwona od płaczu. Wzięłam ją na ręce, przytulając mocno do siebie i zsunęłam się na podłogę, dając upust emocjom. Nie wiedziałam co się z nim stało. Był taki okrutny dla mnie, jak nigdy. Nie byłam przyzwyczajona do czegoś takiego, bo zazwyczaj to ja byłam tą, która raniła podczas kłótni. Było mi przykro, cholernie przykro… a co jeśli moja mama miała rację? Jeżeli Joe’mu wcale na mnie nie zależy? Z taką myślą wybuchłam jeszcze większym płaczem. Po chwili usłyszałam, jak ktoś otwiera drzwi. Kątem oka spojrzałam w tamtą stronę. Chciałam żeby to był Joe. Miałam nadzieję, że usiądzie obok mnie, przytuli i przeprosi, jednak tak się nie stało. Do pokoju weszła moja mama. Pociągnęłam nosem, i ukryłam twarz w dłoniach. Chciałam udawać, że to tylko zwykła kłótnia, że wszystko jest okej i że nie płakałam. Jednak nie miałam siły na to. Mama położyła dłoń na moim ramieniu i usiadła obok mnie – mówiłam ci skarbie… Teraz tak będzie co raz częściej… Zrozum, że to nie ma sensu. W jego oczach nie widać miłości do ciebie. Zwykła pustka. Pewnie teraz poszedł do jakiś panienek i nawet nie pomyśli o tobie słońce – mówiła, a w moich oczach zaczęło się gromadzić co raz więcej łez, którymi już się dławiłam. Nie miałam siły ani ochoty na kłótnie z nią, nie miałam też siły jej zaprzeczyć. – Dziecko… zrób coś pożytecznego dla siebie i zerwij z nim. Zrób to zanim on cię zdradzi, zrani i sam to zrobi. – poklepała mnie po ramieniu i wyszła z pokoju zabierając ze sobą Nicole. Rzuciłam się na podłogę wybuchając rykiem. Nie mogłam w to uwierzyć, to niemożliwe… Joe by tego nie zrobił. Chciałam w to wierzyć, naprawdę chciałam. Jednak po słowach mojej matki, po jego dzisiejszym zachowaniu… po prostu nie umiałam. Płacząc jak małe dziecko, nawet nie zauważyłam, kiedy zmogły mnie sen i zmęczenie. To było za dużo. Stanowczo za dużo jak na jeden dzień. A czekało mnie jeszcze 16 takich dni.
                                                                               ***
Ok, dodałam :) Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału :/ Ten w sumie długością nie powala, treścią tym bardziej, no ale dodałam :) Jak widzicie... zrujnowałam trochę bajkę Jemi, a mama Dems stała się złym charakterem,ale coś musiało się wydarzyć w końcu nie? :PP Założyłam też nowy blog, na którym już dzisiaj powinna pojawić się jedynka będzie on nieco inny od tego, dlatego zapraszam :)  {http://we-cant-be-perfect.blogspot.com/}
PS. Jeden z naszych głównych bohaterów [niekoniecznie w opowiadaniu, a w prawdziwym życiu]  obchodzi dzisiaj swoje 23 urodziny ;) Więc Sto lat Joe <3

środa, 23 maja 2012

Rozdział 3

<Joe>

Spoglądałem na Demi nie rozumiejąc o co chodzi.
  – Chodzi mi o ten wyjazd do Hiszpanii.. -  zaczęła niepewnie, na co się skrzywiłem. Coś mi się zdaje, że to będzie dłuższa rozmowa.. – Więc.. zamieniam się w słuch.  Raczej nie przypadł Ci ten pomysł do gustu co? – spytałem. Widziałem jak się zmieszała, chciała  mi coś powiedzieć najwidoczniej. – Nie chodzi o to.. to świetny pomysł! Ale miałam zupełnie inne plany.. – powiedziała spuszczając głowę – jakie? – zapytałem od razu, o co Jej mogło chodzić? – Chciałam jechać do Dallas, do rodziców..-  zaczęła przygryzając wargę. No nie.. - jeszcze tego brakowało,  znowu będę tutaj sam. – z Tobą – dodała patrząc na mnie uważnie. Spojrzałem na Nią dziwnie. Jakoś nie miałem najmniejszej ochoty na całe dwa tygodnie z moją teściową. Znów zacznie mi dogryzać i wywodzić, jakim to ja nieodpowiedzialnym człowiekiem jestem. Mam jej serdecznie dosyć. Nie mówię o tym Demi, bo po pierwsze – nie chcę Jej robić przykrości, a po drugie – mogłaby się zdenerwować na mnie, a nawet bardzo. Mimo wszystko to Jej matka.. zrzędliwa, wredna, złośliwa ..ale matka. – Ja wiem, że Ty za nią nie przepadasz.. – znów zaczęła – z wzajemnością – mruknąłem pod nosem, na co moja żona skarciła mnie wzrokiem. – No co? Taka prawda. Gdy tylko ja się tam pojawię to od razu prowadzi swoje durne i idiotyczne wywody, które mam daleko i głęboko.. – Joseph! – przerwała mi krzycząc. A mogło być tak pięknie.. mówiłem, że będzie wściekła. – Błagam Cię, to moja matka! Zresztą.. moglibyście się w końcu jakoś dogadać, Ty jesteś mężczyzną. Powinieneś ją przeprosić za wszystko i.. – a za co ja mam ją niby przepraszać?! – wstałem raptownie z łóżka podnosząc głos – Ty chyba sobie żartujesz.. ja ją?! To ona mnie zawsze poniża, wytyka mi błędy! Ona, nie ja! I powiem Ci, że mam serdecznie dosyć tej baby! Jeżeli chcesz do niej jechać – proszę bardzo! Ale na mnie NIE LICZ – wybuchłem. Wiedziałem, że pożałuję tego, ale już dłużej nie potrafiłem. Patrzyłem na Demi, która wpatrywała się we mnie ze stoickim spokojem. Nie krzyczała, ni nic, jednak wiedziałem, że jest zła.. ba! Ona jest wściekła!  – Ah tak? – spytała – więc Ty też na mnie NIE LICZ! – powtórzyła moje słowa i wyszła z sypialni trzaskając drzwiami. Byłem wściekły. Znowu wszystko się posypało przez tą jędzę!  Kilkakrotnie już namawiała Demi aby mnie zostawiła  i przeprowadziła się z dzieckiem do niej. Na prośbę Demi zawsze jej ulegałem lub ignorowałem. Próbowałem się z nią już nie raz godzić. No ale co ja mam zrobić, gdy ona mnie po prostu NIE toleruje? Jest wściekła na mnie, za to, że ‘wpadliśmy’ z Dems i mamy dziecko, no ale.. to nie tylko moja wina tak?! A ona wypomina mi to przy każdej okazji. Jak tylko może. Zszedłem na dół, Dems leżała i oglądała  tv. Była wściekła. Ale nie odzywałem się do Niej, bo nie chciałem pogarszać sprawy. Nie chciałem Jej tak zawsze szybko ulegać, ale Demi jest taka uparta.. z Nią nie da rady wygrać. Dlatego usiadłem obok Niej na kanapie, chcąc porozmawiać. – Dems? – zacząłem jednak Ona milczała – Demi.. pogadajmy okej? – spytałem, mając nadzieję, na to, że nie odprawi mnie z kwitkiem.. Tsa, nadzieja matką głupich. Demi milczała jak grób i nie zamierzała się odezwać. Przysunąłem  się do Niej całując Jej policzek i przytulając się do Niej. Chciała mnie odepchnąć, jednak byłem znacznie silniejszy. Mimo to szarpała się dalej. Westchnąłem. – Zgoda! – powiedziałem stanowczo puszczając Ją. Uniosła brew do góry patrząc na mnie. – Pojadę.. z Tobą do Twojej rodziny – mruknąłem, widząc jak na Jej twarz wkrada się delikatny uśmiech.  – I..? – zaczęła, spojrzałem na Nią spod byka. – kupię jakieś kwiatki Twojej matce. – burknąłem, karcąc się w myśli, za to, że pozwalam Demetrii tak mną manipulować. – Grzeczny chłopiec – mruknęła całując mój policzek, na co bąknąłem coś pod nosem przyciągając ją do siebie. 

<6 dni później>


Demi właśnie pakowała nasze ostatnie walizki, a ja ze skwaszoną miną przeglądałem ulotki z piękną Hiszpanią. To była taka świetna oferta.. a widok Dems w kusym bikini.. napalał mnie na to jeszcze bardziej. Co jednak mogłem począć? Z Demi się nie dyskutuje i tyle. Wiem, że tęskni za rodziną i mimo, że jest twardą kobietą.. nie raz słyszę, jak cichutko szlocha po nocy. Gdy o to spytam, usprawiedliwia się katarem. Kocham Ją i chcę dla niej jak najlepiej, nie chcę się z Nią kłócić i Jej sprawiać przykrości – jest zbyt ważna dla mnie. Moje rozmyślenia przerwała Nicole, która próbowała zwrócić na siebie moją uwagę, szarpiąc mnie za nogawkę od spodni. Wziąłem ją na ręce, delikatnie całując jej główkę, była taka śliczna. Mała zaśmiała się i zaczęła uderzać rękami o moją klatę. Zacząłem ją łaskotać, a ona śmiała się wniebogłosy. Gdy zauważyłem, że robi się czerwona na buźce, przestałem i ucałowałem jej policzek. Wtuliła się we mnie i zaczęła zamykać oczka. Nie mogłem się napatrzeć na nią. Byłem zdecydowanie dumnym tatusiem. Demi podeszła do mnie i ucałowała mnie w czubek głowy. Spojrzałem na Nią. Patrzyła na nas z uśmiechem. – Jesteś świetnym ojcem. – powiedziała i musnęła moje usta. Było słoneczne popołudnie, wzięliśmy więc z Demi wózek i poszliśmy z Nicki na spacer. Jutro mieliśmy wyjechać do Dallas, więc chciałem się nacieszyć wolnością póki mogłem. Nie miałem pojęcia, jak ja to wytrzymam.. coś czuję, że to będą najgorsze dwa tygodnie w moim życiu. Pocałowałem Demi w policzek, a Ona spojrzała na mnie zaskoczona. – no co ? – spytałem – kocham Cię – dodałem uśmiechnięty, na co dziewczyna zaśmiała się perliście. Tak bardzo kochałem Jej uśmiech, nie wyobrażam sobie życia bez niego. – Ja Ciebie też – szepnęła i ucałowała moje wargi.
Szliśmy w ciszy patrząc przed siebie, każde z nas myślało nad czymś innym, nawet mała Nicole, zamiast się zdrzemnąć, lub po prostu gaworzyć i się wiercić na wszystkie strony, jak miała w zwyczaju – po prostu leżała cichutko, wpatrując się w naszą dwójkę. Spojrzałem ukradkiem na Demi. Szła uśmiechając się delikatnie przed siebie, pchając delikatnie wózek.  Pewnie myślała, nad pobytem w Dallas. Wiedziałem, że bardzo pragnęła w końcu odwiedzić rodzinę i nie dziwiłem się Jej. Mimo wszystko,  strasznie nie lubiłem przebywać w towarzystwie Jej matki. Co, jak co, ale potrafiła dogryźć człowiekowi. Chyba już wiem, po kim Demi ma cięty język. Gdy wróciliśmy do domu, Demi zaczęła przygotowywać obiad, a ja wyciągnąłem Nicole z wózka. Nie zmrużyła oka na spacerze, więc myślałem, że teraz będzie senna, jednak gdzie tam! Mała śmiała się i wesoło  gaworzyła w swoim języku. Wziąłem ją więc na górę i zacząłem się z nią bawić. Po  ok. pół godzinie, Demi zawołała nas na obiad. Był wyśmienity, jak zwykle. Demi na początku naszej znajomości  nie pałała zapałem do gotowania. Jednak,  nauczyłem Ją, jaką można mieć frajdę z gotowania, jednocześnie nie wysadzając kuchni. Jej dania są wyśmienite, zwłaszcza, gdy ma dobry humor. Gdy zjedliśmy, Dems wzięła Nicole na kolana i nakarmiła ją, jakąś kaszką. Później dała jej się napić i przytuliła mocno do siebie, próbując ją uśpić. Nucąc jakąś melodię, wzięła małą na górę, a ja czując , że sen mnie zmaga położyłem się na kanapie w salonie, gdzie zasnąłem.
Poczułem, że ktoś mną lekko potrząsa. Tym kimś była Demi. Otworzyłem oczy i spojrzałem na Nią zaspanym wzrokiem. Było jeszcze ciemno, co musiało oznaczać, że jest jeszcze wczesna pora. – wstawaj Joe, musimy się zbierać, jedziemy na lotnisko. – powiedziała, dalej mną lekko telepiąc. Jęknąłem. Nie chciałem wcale tam jechać, to po pierwsze. Po drugie chciało mi się jeszcze spać, była gdzieś 4 nad ranem. A po trzecie – noc na kanapie wcale nie była najlepszym pomysłem, wszystko mnie bolało! – Joseph, wstawaj – mruknęła moja żona i brutalnie zerwała ze mnie kocyk, którym byłem szczelnie okryty. Zimny podmuch przeleciał cale moje ciało, po czym pojawiło  się na nim tysiące dreszczy. Niechętnie wstałem z łóżka i poszedłem do toalety, by się odświeżyć.  Gdy wyszedłem już ubrany i ogółem „ogarnięty” Demi ubierała Nicole, sama wyglądała perfekcyjnie jak zwykle. Nie mogłem się nadziwić jak bardzo się zmieniła. Kiedyś drobna szatynka, o bladej cerze. Teraz, piękna, dojrzała kobieta z blond lokami, które bezwładnie opadały na Jej ramiona. Była piękna. Zawsze i wszędzie. – Halooo, ziemia do tatusia – z zamyślenia wyrwał mnie głos Demi, połączony ze śmiechem Nicole. – słucham piękne panie? – spytałem szarmancko, puszczając Demi oczko. Trochę Ją to zaskoczyło, ale po chwili uśmiechnęła się promiennie. – Gotowy? – spytała, biorąc Nicki na ręce i podchodząc z nią do mnie. – Tak jest – odpowiedziałem i pocałowałem je obie w czubek głowy. Myślałem, jak bardzo szczęśliwy jestem i jak wiele szczęścia dają mi te dwie kobiety.  Pamiętam, gdy kilka lat temu umówiłem się z Demi nad ‘naszym jeziorkiem’ w Dallas…

„ Zobaczyłem Ją, była ubrana w kolorową sukienkę do połowy uda i fioletowe balerinki. Włosy naturalnie pofalowane układały się idealnie na Jej ramionach. Podszedłem  do Niej i wpiłem się w Jej wargi, przyciągając do siebie. Miała aż 4 sesje w tygodniu, więc nie mieliśmy dla siebie czasu. Widywaliśmy się co raz rzadziej, a nasze spotkania, nie były już takie „magiczne” jak wcześniej.  Siedzieliśmy razem, na pomoście, nad jeziorem. Ona wtulona we mnie coś nuciła pod nosem, a ja bawiłem się Jej włosami. – Joe..? – spytała niepewnym głosem. Bałem się, że chciała ze mną zerwać. Nie zniósłbym Jej straty – tak skarbie? – zapytałem drżącym głosem, spojrzała na mnie. – czy.. czy Ty mnie jeszcze kochasz? – zapytała wpatrując się w moje oczy. Nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Nie spodziewałem się takiego pytania. To było oczywiste, kochałem Ją całym sercem! – oczywiście, że tak – wydusiłem w końcu z siebie. Demi podniosła się i usiadła na moich kolanach, przodem do mnie. – A.. co będzie jeśli przestaniesz? Albo pokochasz kogoś tak samo? – pytała wciąż, a z Jej pięknych brązowych oczu, zaczęły płynąć łzy. – Ej, Miśka nie płacz, skarbie – gładziłem dłonią po Jej policzku, nie mogłem uwierzyć, że tak myślała. Kocham Ją najmocniej na świecie! – Dee, jedyną kobietą, którą pokocham tak bardzo jak Ciebie będzie  nasza córka – szepnąłem, patrząc Jej w oczy i pocałowałem namiętnie. To była noc, która zbliżyła nas do siebie bardziej niż kiedykolwiek..” 


Teraz mamy Nicole i jesteśmy szczęśliwi, choć jako para, naprawdę dużo przeszliśmy. – Joe, wychodzimy. – Demi po raz kolejny wyrwała mnie z zamyślenia. Biorąc dwie walizki wyszedłem z moją żoną i Nicole  z domu. Po raz ostatni spojrzałem na nasz dom. Upewniłem Demi, że wszystko wzięliśmy i wsiedliśmy do auta Nicholasa, który miał nas zawieść na lotnisko. Była 530, a lot mięliśmy na 700, toteż był jeszcze czas.
Punkt 735 już wzbijaliśmy się w powietrze. Nicole smacznie spała i ja też powoli odpływałem w Krainę Morfeusza, wtulony w Demetrię, która z kolei tuliła się do mnie i sama zasypiała. Miałem złe przeczucia co do tego wyjazdu, jednak  robiłem to tylko i wyłącznie dla Demetrii i Nicole.
                                                                                 

No, i mamy rozdział 3 :) Trochę krótki, tak wiem, ale obiecuję,że 4 będzie dłuższy i wiele ciekawszy ;) Wybaczcie za jakiekolwiek błędy, ale jest godzina 1:10, a jutro jadę na wycieczkę, więc chciałam dodać ten rozdział teraz ;) Jeśli chcecie być informowani to podajcie mi gg bądź Twittera ;) Xoxo.











  <<----- Demi & Joe ;3
   

wtorek, 27 marca 2012

Rozdział 2


<Demi><
<Demi>


- Tylko pamiętaj, gdyby coś się działo to dzwoń do mnie od razu, lub.. – zaczęłam po raz kolejny mówić Selenie, co i jak, gdy Joe złapał mnie w  pasie i przerzucił przez ramię. – Co Ty wyprawiasz?! – krzyknęłam ze śmiechem – Sela da sobie radę, a Ty tłumaczysz jej po raz 20 chyba co ma robić. A teraz idziemy – Ale.. ja się po prostu martwię! – zaczęłam się bronić. W końcu, co jeśli Nicole nie będzie chciała zostać? Jeśli będzie tęskniła ? – Jesteś po prostu przewrażliwiona – stwierdził z przekąsem  mój małżonek i otworzył mi drzwi od samochodu. Westchnęłam, ale Joe spojrzał na mnie groźnym wzrokiem, więc posłusznie wsiadłam do samochodu. Wcale nie byłam przewrażliwiona! Martwię się o córkę i tyle. Ona jest ‘córeczką mamusi’ i wiem już dobrze, że nie lubi zostawić z kimś innym niż ze mną i z Joe. 
– Bawcie się dobrze! – usłyszałam krzyk Seleny, po czym Joe wsiadł do auta i ruszyliśmy.  Myślałam czy Nicole nie zaczęła już płakać. Wyciągnęłam telefon chcąc zadzwonić do Sel, jednak Joe skutecznie mi to uniemożliwił, zabierając mojego Iphone’a – Demi, proszę Cię.. mieliśmy ten wieczór spędzić we DWOJE – powiedział , wyraźnie akcentując słowo ‘dwoje’ – Ale Joe.. – zaczęłam, ale znów nie było dane mi skończyć. – Nie, Demi. Dzisiaj jesteśmy tylko my. A teraz proszę Cię, przestań myśleć o Nicole, bo z naszego wieczoru będą nici. – jęknął, zerkając na mnie kątem oka. – Dobrze.. przepraszam – mruknęłam, na co Joe westchnął, widziałam po jego twarzy, że zrobiło mu się smutno. Znowu ja sprawiłam mu przykrość. Zdałam sobie prawdę, jak bardzo egoistycznie zachowywałam się do tej pory. Niby myślałam cały czas o Nicole.. jednak w ogóle nie liczyłam się z uczuciami Joe’go. Nie chciałam go ranić. Był dla mnie zbyt ważny. – Więc.. dokąd dokładnie jedziemy? – zapytałam wesoło, całując jego policzek. Spojrzał na mnie zaskoczony, ale uśmiechnął się szeroko – nie powiem Ci.. to będzie niespodzianka – odparł tajemniczo. – Ale Joey.. powiedz mi! – zażądałam, niczym mała dziewczynka, chcąca dostać zabawkę. – Niee… - przeciągnął – zaraz zobaczysz – uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam ten gest i przymknęłam oczy, starając się nie myśleć o Nicole, tylko o tej niespodziance. Po ok. dwudziestu minutach dojechaliśmy na miejsce. Była to jedna z najdroższych i najbardziej znanych restauracji w Ameryce. Byłam zaskoczona, Joseph raczej nie lubił takich restauracji.. byliśmy dosyć znani w świecie showbiznesu, więc nie mieliśmy nigdy spokoju w miejscach publicznych, a co dopiero w takiej restauracji! Joe przepuścił mnie w drzwiach i  tak jak myślałam większość spojrzeń  skierowała się w naszą stronę. Joe złapał mnie za rękę i pociągnął  w kierunku jakiś schodów. Byłam zdziwiona, ale ufnie szłam za moim mężem. Nagle zatrzymaliśmy się na jednym ze schodków. Zobaczyłam, że Joe trzyma w ręce jakąś wstążkę lub przepaskę – co to jest Joe? – spytałam, nadal skołowana – opaska, skarbie. Zawiążę Ci ją teraz na oczach, żebyś nie podglądała. – wytłumaczył wciąż uśmiechnięty. – okej.. – odpowiedziałam – ale trzymaj mnie – dodałam szybko, gdy przed moimi oczami ukazała się ciemność i nic nie widziałam. Joe się zaśmiał. – oczywiście, że będę Cię trzymał. – szepnął do mojego ucha, a po chwili po czułam jak jego silne ramiona obejmują mnie w pasie. Szłam ostrożnie. Fakt, faktem, że potknęłam się już kilka razy przez 20-centymetrowe szpilki i gdyby nie Joe, zaliczyłabym niezłą glebę. Po jakiś 5 min. doszliśmy na miejsce , Joe ściągnął mi opaskę, a moim oczom, ukazał się piękny oświetlony taras.. na nim stolik, świece i kolacja. Zaparło mi dech w piersiach. 


 - Joe tu jest.. – zaczęłam – pięknie! – rzuciłam mu się na szyję. Zaśmiał się tylko i ucałował moje wargi. Po złożeniu zamówienia nie mogłam się napatrzeć, na ten piękny widok. – Wreszcie jesteśmy sami. Cudowne miejsce prawda? – zapytał, na co przytaknęłam. Kelner przyniósł nasze zamówienia. Zaczęliśmy jeść, śmiać się, wygłupiać i wspominać dawne czasy. Było wyśmienicie. – Demi.. – zaczął – tak skarbie? – spytałam, widocznie, chciał mi powiedzieć coś jeszcze, widziałam, że był dość spięty. – wiem doskonale, że kochasz Hiszpanię. – powiedział, na co ponownie przytaknęłam. To właśnie tam się poznaliśmy. - Co  Ty na to abyśmy sobie zrobili takie małe wakacje? – spytał poważnie, zaskoczył mnie i to bardzo. – Ale..Joe..przecież..- zaczęłam. Nie chodziło o to, że nie spodobał mi się ten pomysł, bo kocham ten kraj.. ale co z Nicole? Ja pracuję, Joe ma pracę.. – Wiem, że masz obawy, ale pomyśl Dems. Ja na pewno dostanę wolne, a Ty masz za tydzień dwa tygodnie urlopu. Taki odpoczynek dobrze by nam zrobił. Oczywiście weźmiemy Nicki ze sobą. Nie ma innej opcji. Co Ty na to? – spytał patrząc na mnie. Naprawdę nie wiedziałam co zrobić. Wydaje się, że to łatwa decyzja do podjęcia, ale nie byłam zbytnio przekonana do tego pomysłu. Nicole jest malutka, nie znosi dobrze podróży, faktycznie będę miała wolne, ale miałam inne plany. Chciałam jechać do mojej mamy, do Dallas w Teksasie. Joe.. mimo, że zaprzeczał temu, to nie przepadał za moją matką. Często się kłócili. Moja mama nie mogła pogodzić się z tym, że zakończyłam karierę modelki tak szybko przez dziecko. Oczywiście – kochała Nicole i rozpieszczała ją jak  tylko mogła i chciałaby się z nią zobaczyć. Dlatego chciałam wykorzystać ten urlop. Liczyłam, że Joseph pojedzie ze mną i z małą. Tęskniłam za siostrami, za ojczymem, jednak Joe mieszka w NY od dziecka, ma tu świetną pracę. Mimo próśb rodziców został architektem, lubił to co robił i jedynym zdaniem, z którym się liczył było moje zdanie. Ja skończyłam studia  prawnicze w szybkim tempie, za sprawą mojego wujka. Więc pracuje w jego kancelarii i idzie mi bardzo dobrze. Tak więc nie możemy się stąd wyprowadzić. Mamy piękny duży dom, poprawka – wielką, wypasioną willę z  ogrodem, basenem i kortem tenisowym. Świetnie mi tutaj, tyle luksusów – żyć, nie umierać. Jednak tęsknie za rodziną i choć jestem twarda i nie pokazuje  nikomu swoich słabości, często uronię kilka łez z  tego powodu. Mój mąż patrzył na mnie wyczekująco. – Czy.. dałbyś mi trochę czasu? – zapytałam niepewnie, zmarszczył brwi intensywnie nad czymś myśląc. – ja naprawdę.. – zaczęłam, ale mi przerwał – rozumiem – uśmiechnął się – nie ma pośpiechu, choć chciałem zamówić już bilety.  – podrapał się po głowie - Myślałem, że Ci się to spodoba, kochasz Hiszpanię.  Coś się stało? – dodał, patrząc na mnie pytająco – Nie.. ja po prostu, miałam troszkę inne plany. Ale obiecuję, że jutro dam Ci odpowiedź dobrze? – ucięłam, nie chcąc aby pytał o te ‘moje plany’. Nie byłam pewna czy mu się spodobają. – Dobrze kochanie, wiesz, że nie chcę Cię do niczego zmuszać i zawsze liczę się z Twoim zdaniem, prawda? – spytał, łapiąc moją dłoń. Spojrzałam w te piękne, czekoladowe tęczówki i odpłynęłam. To bym mój słaby punkt, jednocześnie Jego mocna strona. Zawsze dosłownie ‘tonęłam’ w Jego oczach i działałam pod chwilą impulsu. – Tak.. – szepnęłam. Po zjedzeniu deseru, Joe zapłacił za naszą kolację. Nie powiem, że była to tania suma. Zeszliśmy na dół, po tych samych schodach. Patrzyłam uważnie pod moje nogi, mimo, że miałam odsłonięte oczy, to wyszłam już z tak wielkiej wprawy chodzenia na 20/30 cm szpilkach. Joe objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.  Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie. – Proszę. – powiedział nagle Joe, nie zrozumiałam o co chodzi dopóki nie spojrzałam na Jego dłoń. Trzymał mojego Iphone’a. Wzięłam szybko urządzenie i zobaczyłam, że bateria  jest rozładowana. Mój małżonek nie miał przy sobie telefonu, a mnie ogarnęła panika. Co jeśli Selena się do mnie ‘dobijała’ ? Co jeśli coś się stało? Zaczęłam szybciej oddychać. Joe widocznie to zauważył, bo spojrzał na mnie ukradkiem. – Joe.. – zaczęłam, ale po raz nie wiem który już dzisiaj mi przerwał – Demi, przestań. Nicole nic nie jest. Selena ma świetny kontakt z dziećmi i na pewno z Nickiem  dają sobie radę! – zaczął mnie uspokajać. Jednak, to nie pomogło – znów zaczęłam się martwić.  Było już ok. 22, Nicole powinna być już wykąpana. Co jeśli im wypadła z rąk podczas kąpieli? Jeśli się zakrztusiła? Gdy  miałam 15 lat, podczas kąpieli moja młodsza siostra , która miała wtedy pół roku, przez nieuwagę mojej mamy zachłysnęła się wodą i trafiła do szpitala! Byłam co raz bardziej przerażona. Gdy w końcu dojechaliśmy  do domu, wyleciałam z auta jak poparzona, szukając jednocześnie kluczyków. – Demi! -  usłyszałam jęk Joe’go, ale zignorowałam to. Szybko otworzyłam dom i wbiegłam do środka. Joe szedł za mną. Zaczęłam panikować. Nie widziałam nigdzie szpilek Seleny, ani butów Nicholasa. Wbiegłam na górę po schodach – Nicole nie było w łóżeczku! – Joe! – wrzasnęłam. Byłam przerażona. – Nie panikuj Demi, proszę, może są w domu Seleny? Spokojnie. Jesteś okropnie przewrażliwiona. – powiedział. – Masz rację, przepraszam – powiedziałam spuszczając głowę. – Nic się nie stało, spokojnie skarbie. Oddychaj głęboko. Postaraj się uspokoić. – już prawie się uspokoiłam, gdy zobaczyłam torebkę Seleny, która leżała na podłodze, wazon  w kącie był przewrócony. Joe widząc to wziął swój telefon i wykręcił numer Sel. Nie odbierała, więc zadzwonił do Nicka, jednak sytuacja powtórzyła się. Zaczęły mi spływać łzy po policzkach. Bałam się o moją córkę, tak jak nigdy dotąd. Emocje wzięły górę i rozkleiłam się na dobre. Przypomniała mi się pewna historia, o której starałam się zapomnieć. Wydarzyło się to, gdy miałam 16 lat. Moi rodzice się rozwiedli, gdy miałam 2 latka. Ojciec wyjechał, mama wyszła znów za mąż. Były wakacje i niespodziewanie zjawił się mój ojciec i zabrał mnie do siebie pomimo tego, że się na to nie zgadzałam. Pamiętam wszystko ze szczegółami. To był najgorszy dzień w moim życiu..  

„ Ojciec wyszedł ze swoją lalunią na jakąś kolację biznesową, w końcu mogłam zostać sama. Wzięłam ulubioną książkę i zaczęłam ją czytać po raz kolejny. Zaczęłam przysypiać, gdy usłyszałam huk i dźwięk tłuczonego szkła. Szybko zbiegłam na dół, co było wielkim błędem. Moim oczom ukazali się czterej uzbrojeni mężczyźni w maskach, którzy okradali dom mojego ojca. Spojrzałam na nich przerażona i zaczęłam uciekać z powrotem na górę. Jednak byli szybsi ode mnie. Jeden złapał mnie za włosy i mocno przyciągnął do siebie. Miałam na sobie tylko kusą koszulkę zakrywającą ledwo mój tyłek. Jakby tego było mało, miałam na sobie czarną, koronkową bieliznę, co szybko zauważył. Zaczął jeździć dłońmi po moim ciele i mnie dotykać. Zaczęłam płakać. Prosiłam, krzyczałam, jednak  nie przejmował się tym żaden z nich. Nie wiem skąd, jednak wiedzieli, że nikogo tu nie ma. Najwyższy z nich przerzucił mnie sobie przez ramię, po czym wyszli z domu tylnym wyjściem. Byłam przerażona. Nie wiedziałam czego chcieli i do czego byli zdolni, zakleili mi usta  taśmą i wrzucili do czarnego samochodu. (…) Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Zdałam sobie sprawę, że zostałam porwana. Nie myślałam logicznie, cała się trzęsłam. Słyszałam jak dzwonili do mojego ojca i żądali okupu. Miałam więc jakąś nadzieję. Mój ojciec jest bardzo bogatym człowiekiem, więc pewnie stąd pomysł z okupem. Nagle dwóch z nich podeszło do mnie, zerwali mi taśmę i uderzyli tak mocno, że krzyknęłam. O to im chodziło – o dowód mojej obecności. (…) Przez dwa kolejne dni przychodzili do mnie i wypytywali o ojca, a także dotykali mnie wbrew mojej woli. Szarpałam się, jednak za każdy jeden sprzeciw – dostawałam w twarz. Odgrażali się, że jeśli ojciec nie zapłaci to zrobią mi dużo, dużo więcej. Bałam się, tak bardzo się bałam!”  

To dlatego tak bardzo boję się o Nicole.Te wakacje były najgorszymi wakacjami w moim życiu. Mój ojciec słono im zapłacił, jednak policja złapała ich na granicy. Podczas strzelaniny zginęli wszyscy czterej. Do dziś śnią mi się koszmary, gdy nie ma Joe’go i budzę się zalana potem. Na moje szczęście nie zrobili mi większej krzywdy, niż obmacywanie i dotykanie mojego ciała, jednak – nigdy tego nie zapomnę. Cała się trzęsłam z płaczu. Wiedziałam co to znaczy porwanie i bałam się, że to spotkało moją córkę i przyjaciół. Joe domyślił się o co chodzi i mocno mnie przytulił do siebie – Już Dem, spokojnie. Zadzwonimy jeszcze raz, nie płacz Misia, nie płacz, ciii… - tulił mnie mocno do siebie, a ja uspokajałam się w Jego ramionach. Nick nie odbierał, zacisnęłam zęby i wtuliłam się w Joe’go z całej siły, dając upust emocjom. – Na pewno nie ma zasięgu. Zadzwonię do Seleny, spokojnie. – Jego głos był opanowany, jednak widziałam, że on także się zaniepokoił. Pierwszy sygnał.. drugi... trzeci…  - halo? – usłyszałam głos Seleny i opadłam na łóżko zakrywając twarz poduszką. – Selena?! Gdzie Wy jesteście?! – zapytał Joe – spokojnie.. u mnie w domu, Nicole jest z nami i smacznie śpi. Dzwoniłam.. – zaczęła się tłumaczyć – nie ważne.. przepraszam, że tak naskoczyłem na Ciebie, ale wiesz dobrze co teraz przeżywamy, zwłaszcza Demi.  Telefon Demi nam padł, a ja nie wziąłem swojego więc to nie Twoja wina.  – powiedział – tak, tak wiem. Wybaczcie nie chciałam się u Was rozwalać, więc wzięliśmy z Nickiem Nicole do mnie. – znów  słyszałam głos Seleny, a w między czasie starałam się  uspokoić. – okej, nie szkodzi, to przyjadę po nią za.. – zaczął Joe, ale Ona mu przerwała – nie, nie. Zostanie u mnie. Nie będziesz teraz jeździł w taką ciemnicę, dojdzie do jakiegoś wypadku jeszcze. Zajmę się nią. Z samego rana z Nickiem ją Wam odwieziemy, a Ty uspokój Demkę i przeproś ją ode mnie. - Nie martwcie się, świetnie poradziliśmy sobie z Nicole – usłyszałam głos Nicka. – dobrze, dziękuje Wam, to do jutra – Joe pożegnał się z Selą i Nickiem po czym usiadł obok mnie na łóżku. Odetchnęłam z ulgą – Widzisz, nic się nie stało aniołku. Nicki jest cała i zdrowa, nie potrzebnie tak bardzo się martwiłaś. – wyszeptał mi do ucha, przytulając od tyłu i całując mnie w czubek głowy. – ale wiesz, że ja – zaczęłam , ze łzami w oczach, ale on obrócił mnie w swoją stronę i pocałował – tak kochanie, wiem i nie winię Cię za to. A teraz choć idziemy się wykąpać i się położymy dobrze skarbie? – spytał czule, na co pokiwałam głową – Ale..razem? – zapytałam nieśmiało, jednocześnie zaskoczona. – yhym – powiedział całując moją szyję. Uśmiechnęłam się do niego, jednocześnie przytulając. Mój małżonek wziął mnie na ręce i zaniósł do łazienki, gdzie wzięliśmy razem dłuugą i relaksacyjną kąpiel... 

Wyszłam owinięta ręcznikiem , a Joseph podążał za mną. To była cudowna kąpiel, mimo, że Joe zalał całą łaziankę. Na samo wspomnienie tego parsknęłam śmiechem. – A co Cię tak bawi królewno ? -  zapytał siadając na łóżku i biorąc mnie na kolana. Zaczął całować moją szyję i plecy, na co się zaśmiałam. – Nic, nic. – odpowiedziałam na pytanie i skradłam mu całusa. Joe położył mnie na łóżku i obdarowywał mój obojczyk pocałunkami, kierując się co raz niżej. Byłam szczęśliwa, że mam go przy sobie. – Joe? – spytałam, jednak mój mężczyzna był bardzo zajęty moim ciałem, więc tylko mruknął coś pod nosem. Normalnie dostałby w caban, ale pogłaskałam go karku. – Chciałam z Tobą porozmawiać – próbowałam zwrócić na siebie Jego uwagę, jednak znów na marne. – Poważnie porozmawiać. – dodałam poważnym tonem. Joe spojrzał  w końcu na mnie. – Ale o czym? – zapytał, jednak wstałam z łóżka i poszłam do łazienki ubrać jakąś piżamkę , zostawiając go samego. Gdy wróciłam, leżał na łóżku i posłał mi pytające spojrzenie. – Chodzi mi o....

                                                                          * * *

Wyszedł mi całkiem długi, ale średnio mi się podoba  ;) A Wam? ;* Xoxo.