sobota, 16 marca 2013

Rozdział 7

 - Deeemi… - usłyszałam jak ktoś przeciąga litery mojego imienia, po czym poczułam jak silne ramiona oplatają mnie w pasie. Na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech, a gdy Joseph przyssał wargi do mojej szyi z mych ust wydobyło się ciche jęknięcie. To był nasz trzeci wspólny dzień w Hiszpanii i było naprawdę niesamowicie. W końcu poświęcaliśmy czas tylko i wyłącznie sobie. Zachowywaliśmy się jak nastolatkowie, ale nie przeszkadzało nam to zupełnie.  Uczucia, którymi obdarzyłam Joe kilka lat temu powróciły ze dwojoną siłą i czułam się tak jakbym znów miała siedemnaście lat. Czując jak chłopak męczy się z zapięciem od mojego biustonosza odkręciłam się twarzą do niego i skradłam mu soczystego całusa. Spojrzał na mnie z iskierkami w oczach, a ja posłałam mu szeroki uśmiech. Byłam tak bardzo szczęśliwa…

*

- Co dzisiaj robimy? – zapytałam wtulając się w niego. Jedną nogę miałam pod kołdrą, natomiast drugą oplotłam wokół jego biodra. Przyciągnął mnie do siebie i wymruczał do mojego ucha – jak dla mnie to możemy spędzić w tej pozycji calusieńki dzień Dem – zaśmiałam się i przejechałam dłonią po jego policzku. Był szorstki. Joe golił się raz na tydzień/dwa na moją prośbę, bo kilkudniowy zarost, moim zdaniem sprawia, że wygląda seksowniej i bardziej uroczo, o ile to w ogóle możliwe. Oparłam głowę na jego klacie i wsłuchiwałam się w szybki rytm bicia jego serca. Joseph zaczął gładzić moje odkryte udo po czym zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi. Mruknęłam cicho i zarzuciłam ręce na jego kark, przyciągając go bliżej siebie. Podczas, gdy mój małżonek zaczynał się co raz bardziej angażować w pieszczoty ja bawiłam się jego lokami, całkowicie oddając się przyjemności. Jeździł  dłonią po moim ciele zostawiając po sobie parzące, jednak gołym okiem niewidoczne ślady. Gdy był w trakcie pozbywania się mojej, a właściwie to jego koszulki, w którą byłam odziana – zadzwonił telefon. Jednak Joe nie robił sobie nic tego wciąż usiłując ściągnąć ze mnie koszulkę. Wyjątkowo bawiło mnie jego zaangażowanie przy tym, ale gdy telefon zadzwonił po raz drugi spoważniałam i odepchnęłam go delikatnie od siebie. Mimo, że z jego ust wydobył się jęk niezadowolenia, to i tak wstałam z łóżka (przy okazji rzucając w niego poduszką) i odebrałam telefon. – Deeeemi! – usłyszałam po drugiej stronie głos Marka, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech – Maaaark! –odpowiedziałam  w ten sam sposób śmiejąc się przy tym – Stało się coś? – spytałam wciąż się szeroko uśmiechając – Nie, nic. Tylko Dall kupiła Nicole jakieś zupki owocowe i kazała mi się spytać czy mała nie ma czasem jakiejś alergii na owoce czy coś… - mruknął. Zaśmiałam się. Mogłam spodziewać się czegoś takiego po Dallas, kupowanie zupek, zabawek, ubranek to był zdecydowanie jej żywioł. Jestem pewna że nie damy rady wrócić do Los Angeles tylko z trzema walizkami. Na sto procent. – Umm, tylko na truskawki. Tego jej nie dawajcie. – rzuciłam i sięgając po cieniutki szlafrok i paczkę papierosów leżącą na stoliku wyszłam na hotelowy balkon. – Dallas jest gdzieś przy Tobie? – spytałam opierając się o barierkę balkonu. Niezdarnie wyciągnęłam jedną ręką papierosa i odpaliłam go. Dawno tego nie robiłam, już chyba nawet zapomniałam jakie to uczucie rozkoszować się dymem tytoniowym. Zaciągnęłam się dość mocno – Nie, nie ma jej. Wyszła z Nicole na spacer. A co?  - spytał od razu ciekawski –  Nic, tak pytam. A jak nasze maleństwo? Dajecie sobie  radę? – zapytałam wypuszczając dym z płuc. Świetne uczucie. Ostatnio miałam papierosa w ustach chyba z trzy lata temu. Szmat czasu. – No wiesz, grzeczna to ona nie jest no, ale to chyba już rodzinne macie.  – zaśmiał się, na co mu zawtórowałam. – Ale radę dajemy, urocza jest i to chyba kolejna cecha wrodzona w waszej rodzinie – dodał. – Się wie – rzuciłam dumnie i znów się zaciągnęłam, jednak nieco delikatniej. – Skromność też dziedziczna jak widzę… A jak tam u was? Dobrze się bawicie? – zadał pytanie i mimo tego, że nie widziałam teraz jego twarzy byłam niemalże pewna, że maluje się  na niej cwany uśmieszek. Wypuściłam dym z płuc i usiadłam na drewnianym fotelu, który znajdował się na balkonie. – Bardzo dobrze muszę Ci powiedzieć. To dopiero trzeci dzień, a jest fantastycznie. Dziękuje Ci Mark, gdyby nie Ty pewnie siedzielibyśmy teraz w L. A. każdy w swoim biurze.  – odpowiedziałam wygodniej układając się na fotelu. Byłam mu cholernie wdzięczna za to, że przekonał mnie do tego wyjazdu. – Nie ma sprawy – rzucił – A jak mama? – spytałam ostrożnie, przygryzając wargę. Nie byłam pewna czy chciałam wiedzieć, jednak w głębi duszy miałam nadzieję, że jest z nią dobrze i zacznie akceptować w końcu  moje szczęście. – Hmm… Nawet dobrze. Trochę się zamknęła, ale spędza sporo czasu z Nicole no i ostatnio nawet słyszałam jak mówiła do waszego taty, że się stęskniła za wami. Powiedziała, że za wami więc chyba miała na myśli też Jonasa. Jest okej, nie przejmuj się nią tylko ciesz się wyjazdem. A teraz przepraszam, ale Dallas wróciła i drze się o coś z dołu,muszę lecieć. Ostatnio tak jej hormony strzeliły do głowy, że się wytrzymać nie da! – jęknął, a ja parsknęłam śmiechem. Nie wiem czemu, ale przed oczami nagle stanął mi obraz mojej starszej siostry, która goniła swojego przyszłego męża z patelnią w ręku. – Śmiej się, śmiej. Pa! – rzucił „obrażony” i się rozłączył. Pokręciłam głową z politowaniem i zgasiłam papierosa. – Idziemy na plażę m’lady? – ni stąd, ni z owąd na balkonie pojawił się Joe z szarmanckim uśmiechem. Wstałam z fotela i przytuliłam się do niego. – jasne – mruknęłam i schowałam się w jego ramionach czując jak promienie słoneczne rażą moje oczy.
Założyłam czarne, dosyć skąpe bikini (które, jak można się domyślić dostałam od Joe’go) i związałam brązowe loki w wysoki kucyk. Przemyłam twarz wodą i nałożyłam brzoskwiniowy błyszczyk na usta. Biorąc dwa ręczniki, olejek do opalania i okulary przeciwsłoneczne wyszłam z łazienki. Joe siedział na łóżku w białych luźnych shortach i bawił się poduszką, a gdy mnie zobaczył od razu zeskoczył z łóżka i podszedł do mnie obejmując mnie w pasie. Momentalnie przyssał się do mojej szyi i nie przejmował się tym, że próbowałam się wyrywać czy protestować. Wiedziałam, że jeżeli teraz mu pozwolę na za dużo, to do jutra nie wyjdziemy z tego apartamentu, więc trzepnęłam go dosyć mocno ręcznikiem, a chłopak oderwał się ode mnie ze śmiechem. Podeszłam do lusterka i zauważyłam, że na mojej szyi już zdążył pojawić się ślad malinki, którą Joseph mi sprezentował. Pokręciłam głową i podeszłam do walizki, chcąc wyciągnąć jakąś sukienkę, jednak gdy tylko się odwróciłam usłyszałam jak Joe pogwizduje na mój widok. Gwałtownie się odkręcając sięgnęłam po pierwszą lepszą rzecz w pobliżu,  w tym przypadku białą poduszkę i cisnęłam nią w niego z całej siły. Zaczął się melodyjnie śmiać, a ja po chwili poszłam w jego ślady kręcąc głową. Narzuciłam na siebie pomarańczową sukienkę przed kolano w kwiaty i założyłam do tego czarne japonki. Sięgnęłam po niedużą torbę i spakowałam tam ręczniki, olejek, portmonetkę i coś do picia. Wzięłam też koc, aby mieć się na czym wyłożyć.   Zapowiadał się kolejny cudowny dzień i miałam zamiar go dobrze wykorzystać.  

***

Zamykając apartament podążałem za Demi, która dosyć żwawo zmierzała w stronę windy.  Dogoniłem ją i objąłem w pasie prawą ręką. Wyglądała uroczo w kucyku i okularach przeciwsłonecznych, delikatnie uśmiechając się pod nosem. Wyjazd sprawiał jej wyjątkową przyjemność i bardzo mnie to cieszyło. Zbliżyliśmy się też bardziej do siebie i znów wszystko wracało do normy. Mimo, że rodzicielstwo to cudowna sprawa, to także bardzo czasochłonna rzecz. Odkąd urodziła się Nicole ja i Demi przestaliśmy chodzić do kina, na imprezy, kolacje… Wszystko zaczęło zmierzać w złym kierunku. Wydawało się, że już na dobre wkroczyliśmy w ten ‘świat dorosłości i odpowiedzialności’ i pozbyliśmy się towarzyskich duszy nastolatków, jednak tu w Hiszpanii wszystko zaczęło wracać do pierwotnego stanu, co niesamowicie poprawiało mi humor. – Co ty na to, żebyśmy wieczorem poszli do jakiegoś klubu, trochę zaszaleć? – spytałem, gdy wychodziliśmy z windy. Demi pokiwała twierdząco głową, widocznie zaskoczona moją propozycją. – Dawno nie byliśmy na żadnej imprezie – rzuciłem łapiąc ją za rękę. Oddaliśmy klucz od pokoju do recepcji i wyszliśmy z hotelu. – Racja. Nie było w ogóle na to czasu – odpowiedziała zamyślając się. Uśmiechnąłem się i skradłem jej całusa. Na jej twarzy pojawiły się delikatne rumieńce, a promienny uśmiech rozjaśnił jej twarz. – Mówiłem Ci już że jesteś piękna? – spytałem z uśmiechem i objąłem ją w pasie, delikatnie przyciągając do siebie. Znów sprawiłem, że się zamyśliła. – hmm, pomyślmy… nie, nie mówiłeś mi tego – odpowiedziała drocząc się ze mną. – Nie? – spytałem udając zaskoczonego, jednak uśmiech wciąż błąkał się na mojej twarzy. Demi pokręciła przecząco głową udając zawód. – W takim razie będę Ci to powtarzał tysiąc razy dziennie. Jesteś piękna. – pocałowałem ją w czubek głowy, czując jak dziewczyna wtula się w mój tors. Jej melodyjny śmiech odbił się w moich uszach po czym zorientowałem się, że jesteśmy już na plaży. Pomogłem mojej małżonce rozłożyć koc i wygodnie rozłożyłem się na nim, spoglądając kątem oka na Demi, która właśnie ściągała swoją sukienkę. Była niesamowicie seksowna, nie mogłem oderwać wzroku od jej pięknie wyrzeźbionego ciała. Jedyną rzeczą, która mi nie pasowała był fakt, że nie tylko ja nie mogłem go oderwać. Widząc kilku natrętów, którzy spoglądali na moją piękność pociągnąłem ją za rękę, tym samym sprawiając że wylądowała na moich kolanach. Odgarnąłem kosmyk jej włosów, który niesfornie wypadł z jej kucyka i błąkał się po jej nieskazitelnej twarzy. Złożyłem na jej ustach delikatny, ale za to soczysty pocałunek i ułożyłem ją zaraz obok mnie, tak bym tylko ja miał do niej dostęp. Niech wiedzą, że nie mam zamiaru się nią z nikim dzielić, mowy nie ma nawet. Demi posłała mi uśmiech sięgając do torby po olejek i machając mi nim przed nosem zaczęła poruszać zabawnie brwiami.  – no Joseph, posmarujesz mi plecki czy mam poprosić o to tego pana za nami? – spytała kokieteryjnie oglądając się za siebie, na co mruknąłem coś pod nosem i zabierając z jej rąk olejek usadowiłem się na niej wygodnie rozglądając się dookoła. Wiedziałem, że robiła to wszystko by wzbudzić we mnie zazdrość, ale udawało jej się to znakomicie. Postanowiłem się zrewanżować troszkę. Niby niechcący wylałem na jej plecy dosyć sporą ilość chłodnego olejku.  - Ała! - od razu drygnęła i posłała mi krzywe spojrzenie – Wybacz słońce… - zacząłem, widząc jak przewraca oczami – Po prostu zapatrzyłem się na tą brunetkę przed nami, wygląda niezwykle seksownie w tym stroju, nie sądzisz? – spytałem jak gdyby nigdy nic, ale gdy poczułem jak moja żona próbuje mnie zepchać z siebie i mruczy coś zła pod nosem parsknąłem śmiechem. – nie musisz być zazdrosna kotku, wiesz przecież, że kocham tylko Ciebie – powiedziałem z uśmiechem jednak Demi tylko fuknęła coś na mnie i zaczęła się podnosić z koca. Pokręciłem głową i z uśmiechem pociągnąłem ją  tak, że znów wylądowała w moich ramionach. Ale nic to nie dało, bo Demetria wciąż się szarpała. Wpiłem się więc zachłannie w jej usta przyciągając do siebie i mocno obejmując. – Kochanie przecież wiesz, że żartowałem…. Nawet na nią nie spojrzałem! To chyba oczywiste, że jesteś tu tą najpiękniejszą i najseksowniejszą prawda? – spytałem, ale Demi tylko odwróciła wzrok udając obrażoną. Zawsze była piekielną zazdrośnicą, ech. – Oj no, kocham Cię Dems i zawsze jesteś dla mnie tą jedną jedyną  – powiedziałem unosząc jej podbródek i delikatnie ją pocałowałem. Oddała pocałunek, dzięki czemu  stał się on bardziej namiętny. Do mojej głowy zaczęły napływać nieczyste myśli, ale uświadomiłem sobie, że przecież znajdujemy się na plaży i byłoby niezręcznie, więc oderwałem się od niej. Spojrzała na mnie z uśmiechem. – Idziemy popływać? – zapytałem poruszając brwiami, znałem odpowiedź. – Wolałabym raczej… - Demi zaczęła, jednak nie pozwoliłem jej dokończyć zdania, bo wziąłem ją na ręce i z rozbiegu wskoczyłem z nią na rękach do morza. Szczerze to mało obchodziło mnie to, że ludzie dziwnie na nas patrzą. Tak samo jak to, że zachowywaliśmy się jak dzieci i to, że powinniśmy się opanować. Liczyło się tylko tu i teraz. Biegaliśmy, skakaliśmy, pływaliśmy – byliśmy we własnym świecie, w którym jest miejsce tylko dla naszej dwójki. Niesamowite.
Podpłynąłem do Demi i objąłem ją w pasie. Byliśmy już na sporej głębokości, ale bynajmniej nikt nam tu nie przeszkadzał. Splotła ręce wokół mojej szyi. Między naszymi ciałami nie było praktycznie żadnej odległości, jednak nie przeszkadzało nam to zupełnie. Całowaliśmy się namiętnie ocierając się o siebie, tworząc barierę miłości nie do przebicia. – Kocham Cię Demi – powiedziałem złączając ze sobą nasze czoła – Kocham Cię Joe – wyszeptała i posłała mi szczery uśmiech przylegając do mnie całą sobą.

*

Gdy wróciliśmy do hotelu było już grubo po 21. Nie czułem nóg! Po plaży poszliśmy na lody, później na kilkugodzinne zakupy, do restauracji i jeszcze  na spacer. Oboje, razem z Dem stwierdziliśmy, że nie damy rady już iść do klubu, więc pójdziemy kiedy indziej. Co za dużo to nie zdrowo. – Padaaam! –  krzyknęła Demi, gdy weszliśmy do naszego pokoju, rzucając się od razu na łóżko. – To Twoja wina. Chodziliśmy w kółko bite cztery czy pięć godzin po sklepach po to, żeby kupić jedne buty! Kobieto, ja nigdzie więcej z Tobą nie idę – mruknąłem i położyłem się obok niej. Słysząc jak zaczęła cicho chichotać pokręciłem głową z dezaprobatą. – Czego się nie robi dla miłości… wykończysz mnie. – jęknąłem zakrywając twarz poduszką. Demi wtuliła się we mnie i zaczęła delikatnie muskać ustami moje usta, kierując się co raz niżej. Opuszkami palców jeździła w tę i we w tę po moim nagim torsie, na którym momentalnie pojawiła się gęsia skórka. – w sumie to są i dobre strony – mruknąłem na co oboje parsknęliśmy śmiechem. – Choodź tuu – złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie. – Demi? – zagadnąłem po kilku minutach. – Tak? – spytała, ziewając. – Jesteś piękna. – powiedziałem, a na twarzy mojej kobiety po raz kolejny tego dnia pojawił się uśmiech. Chciałbym, żeby było tak już zawsze…
Gładziłem dłonią jej plecy i powoli oboje odpływaliśmy do Krainy Morfeusza… Nie mam pojęcia kto pierwszy zasnął, ani kto był w kogo wtulony, najważniejsze było to, że byliśmy tu razem.


*********************************************************************************


No i jest. Przepraszam za jakość i czas... Powinnam była go dodać znacznie wcześniej jednak kompletnie nie mialam weny i czasu :| Mnie on się nie podoba za specjalnie. Jak widzicie z Joe'go zrobilam trochę zboczucha xD Tak ogólnie słoodycz sama w tym rozdziale :P No ale pisałam go wczoraj w nocy i nie mialam siły sprawdzać więc przepraszam za wszelakie błedy itp. :) Jeśli przeczytaliście rozdział, to chciałabym Was prosić żebyście chociaż zostawili krótki komentarz z opinią, byłabym wdzięczna to dużo znaczy :) 
Ps. zmieniłam też wygląd bloga, jak Wam się podoba? :) 
 o