Promienie słońca wdarły się przez rolety do mojego pokoju, oświetlając moją twarz. Przekręciłam się na drugi bok próbując spać dalej, jednak coś mi się nie zgadzało. Otworzyłam oczy i znów spotkał mnie ten sam zawód. Joe’go nie było obok mnie. Nie witał mnie swoim zabójczym uśmiechem. Nie czekał na mnie ze śniadaniem. Nie pocałował mnie na dzień dobry. Odkąd wybiegł z domu minęły już cztery dni, a on wciąż nie wrócił. Nie dawał znaku życia. Tak bardzo się o niego martwiłam, tak bardzo chciałam go przeprosić, tak bardzo chciałam poczuć jego perfumy, jego miękkie wargi na swoich. Nawet nie zauważyłam jak po moich policzkach spłynęła kolejna porcja gorzkich łez. Co jeśli coś mu się stało? Albo co jeśli mama miała rację? Jeśli teraz zabawia się w jakiś klubach z panienkami, które są sto razy ładniejsze niż ja? Które mają figurę i nie muszą niańczyć dziecka? Na samo myślenie o czymś takim dostałam ataku histerii. Nie mogę go stracić. Nie mogę.
Gdy usłyszałam płacz Nicole, starałam się uspokoić. Dallas od tych czterech dni ciągle się nią opiekowała i pozwalała mi się wyspać. Nie chciałam tego, zwłaszcza, że ona sama spodziewa się małego szkraba, jednak uparła się. Stwierdziła, że to będzie dla niej świetna lekcja przed-macierzyńska. Tak, powiedziała mi już o ciąży. Ale niestety nie na zakupach… Chodziłyśmy wczoraj po okolicy, szukając Joe’go. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wstałam z łóżka, przejrzałam się w lustrze. Podpuchnięte czerwone oczy, sińce na twarzy i istna biel. Nie widziałam żeby moja twarz była kiedykolwiek w takim stanie. Byłam blada jak ściana szpitalna, co pewnie wiązało się z tym, że nie jadłam już od trzech dni nic, a nic. Nie mogłam jeść, nie wiedząc gdzie i w jakim stanie jest mój mąż. Wysłałam mu już z tysiąc sms’ów, jednak na żaden nie odpisał. Dzwoniłam setki razy, jednak za każdym razem odrzucał połączenie. Mimo, że było mi przykro to podnosiło mnie to na duchu. Odrzucał je. Czyli był cały i zdrowy. Chyba, że to nie on odrzuca. Szybko wyrzuciłam czarne myśli z głowy i udałam się do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Ubrałam czystą bieliznę, czarne dresy i białą bluzkę. Narzuciłam na siebie beżowy, dość rozciągnięty sweter i zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że mój telefon wibruje. Moim oczom ukazała się wiadomość:
Od Joey ;* :
„Wyjdź przed dom o 20. Nie martw się o mnie.”
Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Jest bezpieczny. Chce ze mną porozmawiać. Albo zerwać. Energicznie pokręciłam głową, starając się nie myśleć o czymś takim i zeszłam na dół. Momentalnie wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Posłałam im słaby uśmiech i wzięłam od Dallas moją córkę, która zanosiła się płaczem w jej ramionach. Gdy przytuliłam moje maleństwo do siebie, od razu się uspokoiła, tuląc się do mojej piersi. Ucałowałam jej główkę i usiadłam z nią na kanapie. Mała złapała w rączki pasmo moich włosów i zaczęła się nimi bawić, jednak po chwili znów wtuliła się we mnie. Skarciłam się w myślach. Jak mogłam się tak zachować? Leżałam i ryczałam w łóżku zamiast zająć się moim dzieckiem, które nie dość, że tęskniło za ojcem, to i za matką. Co ze mnie za matka? Zwykła egoistka. Prychnęłam w myślach. Taka była prawda, powinnam była pomyśleć o Joe. Chciał spędzić wakacje ze mną i Nicki, a nie użerać się z psychiczną teściową, jednak poświęcił się dla mnie. A ja? Nawrzeszczałam na niego, biorąc jak zwykle stronę matki.
– Jak się czujesz kochanie? – Dall wyrwała mnie z zamyślenia, kładąc rękę na moim ramieniu. Postawiła przede mną kubek gorącej herbaty i talerz kanapek. Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i delikatny uśmiech. Nie zauważyłam nawet, że zostałyśmy same w domu. Tata pojechał do swojej firmy, był architektem. Tak samo jak Joseph, dlatego od razu mój małżonek przypadł mu do gustu. Mama? Wciąż zajmowała się modelingiem, a bynajmniej młodymi kobietami, które starały się jakoś wybić w tym świecie. Mark? Był menagerem jakiegoś znanego zespołu, którego nazwy nie pamiętam. Co, jak co, ale znał się na tym. Zostałyśmy tylko we trzy. Ja, moja siostra i Nicole.
– Dobrze…dziękuje ci za wszystko Dallas – powiedziałam siląc się na uśmiech, a ona usiadła obok mnie i delikatnie mnie przytuliła. – Jestem ci naprawę wdzięczna. Za tą troskę i opiekę nad małą. – kontynuowałam. Potrzebowałam jej teraz. Była cudowną siostrą. Piękna, mądra. To ona powinna być modelką, nie ja. Jednak ona od dziecka kochała projektować. Pracuje w firmie, razem z mamą i zajmuje się projektami kreacji do pokazów. Teraz, z powodu ciąży, pracuje w domu. Dostarcza mamie projekty raz w tygodniu. – Nie masz za co Dems, od tego tutaj jestem. – uśmiechnęła się do mnie i skubnęła z mojego talerza jedną kanapkę. – Jedz, jedz – rzuciła z pełną buzią, na co się zaśmiałam. Zaburczało mi w brzuchu. Wcześniej w moich myślach panował chaos, myślałam tylko o Joe, nie przejęłam się nawet tym, że porządnie zgłodniałam. – a co z nim? – zapytała powoli, bojąc się mojej reakcji. Skierowałam swoje spojrzenie na nią. – odezwał się? – dodała, na co delikatnie skinęłam głową. Strasznie bolała mnie głowa. – Chce się spotkać ze mną przed domem, o dwudziestej. – wyjaśniłam, gdy posłała mi pytające spojrzenie. – to świetnie! Bynajmniej wiesz, że jest cały i zdrowy – rzuciła z entuzjazmem, na co przytaknęłam, szczelniej okrywając się swetrem. – Dem, jest środek lata, a ty się opatulasz zimowym swetrem? – zapytała rozbawiona, jednak mi nie było wcale do śmiechu, więc tylko wzruszyłam ramionami. – Jesteś chora? – zapytała Dallas i przyłożyła rękę do mojego czoła. – matko boska! – krzyknęła, a ja spojrzałam na nią jak na chorą umysłowo, jednak ona się niczym nie przejęła. Podeszła do szafki w kuchni i wyciągnęła z niej termometr. – Masz – rzuciła go obok mnie na kanapę i delikatnie wzięła Nicole ode mnie, kładąc ją w łóżeczku, które przygotowane już było dla jej dziecka, jednak na razie moja córka w nim urzędowała. Po pięciu minutach wyciągnęłam termometr i się porządnie zdziwiłam. Miałam trzydzieści dziewięć stopni gorączki. Zapomniałam tylko, że przedwczoraj zasnęłam na balkonie w kusej koszulce, a była dosyć chłodna noc. Nawet jak na lato. Miałam ochotę trzepnąć się w mój pusty caban, jednak zwyczajnie nie miałam na to siły. To dlatego byłam taka blada. Westchnęłam cicho i tak jak nakazała mi Dall ruszyłam w stronę mojej/naszej tymczasowej sypialni. Ku jej radości musiałam oddać się w jej ręce i znów zostawić małą w jej rękach.
*
Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 19.55 więc nieźle musiałam pospać. Czułam się już trochę lepiej, jednak wciąż strasznie bolała mnie głowa i miałam gorączkę. Narzuciłam na siebie sweter, bo było mi strasznie zimno i opuściłam swój pokój, schodząc na dół. – Dokąd idziesz? – zapytała moja matka, gdy byłam już przy drzwiach. – muszę spotkać się z Joe – rzuciłam cicho, wiedziałam że nie spodoba jej się, jednak nie obchodziło mnie to. W tej chwili liczyło się tylko to jak bardzo tęskniłam za nim i jego bliskością. Prychnęła. – a niby po co? On ma Cię gdzieś! – krzyknęła z odrazą, a ja odwróciłam się na pięcie. – To jest MOJE życie i MÓJ mąż, więc proszę cię… nie mieszaj się do tego! – również krzyknęłam i wyszłam z domu. Spojrzałam na zegarek. Była już dwudziesta. Rozejrzałam się dookoła i nigdzie nie widziałam sylwetki Joe’go. Zawiał wiatr i się wzdrygnęłam, było mi cholernie zimno. Stałam tak jakieś dobre pięć minut, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. Wystawił mnie? Czy on naprawdę mnie już nie kocha? Pocierając ramiona już chciałam wrócić w kierunku domu, gdy poczułam silne ramiona obejmujące mnie od tyłu.
Wrócił. Był tutaj ze mną. Odwróciłam się gwałtownie i rzuciłam się mu na szyję. Objął mnie w pasie i pocałował moją szyję. – Jesteś rozpalona – szepnął i delikatnie odsunął się ode mnie. – To nic – sapnęłam – ważne, że jesteś. Proszę wróć do mnie – wyszeptałam i poczułam słoną ciesz na policzku. – Nie płacz Dem, jestem tutaj – mruknął w moje włosy, gdy znów rzuciłam się mu w ramiona, dając upust emocjom. – tak się bałam o ciebie – wyjąkałam, mocząc mu koszulę. Nie chciałam go puszczać, już nigdy. Po prostu nigdy. – wiem, przepraszam kochanie – szepnął mi do ucha i pocałował mnie czule. – zarazisz się – mruknęłam, gdy obsypywał moje usta pocałunkami. – nie obchodzi mnie to – mruknął i wpił się zachłannie w moje usta. Oddawałam mu pocałunek z takim samym zaangażowaniem, on nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo mi go brakowało. A może zdawał? Widziałam w jego oczach tęsknotę i troskę i to właśnie chciałam zobaczyć. Nic innego nie liczyło się poza nami. Nawet to, że ledwo trzymałam się na nogach i miałam około czterdziestu stopni gorączki. Tylko Joe i ja. Ja i Joe. Mój Joe.
*
Siedziałem z Demi na huśtawce w ogrodzie jej rodziców i tuliłem ją do siebie. Była rozpalona i przemęczona, ale nie chciała mnie puścić. Dlaczego? Bo nie zamierzałem wrócić do domu jej rodziców. Nie teraz. Nie dzisiaj. Nie chciałem narażać się na kolejne kłótnie z teściową, ani patrzeć jak Demi przez to cierpi. Przyszedłem tu tylko na moment. Tylko by powiedzieć jej, że ją kocham i nie zostawię. I upewnić ją, że jestem cały.
Głaskałem ją po głowie, patrząc jak zmaga się z snem. Nie chciała ode mnie się odsunąć ani na minutę. Zdecydowanie się zmieniła przez ostatni czas. Na lepsze. Ale za to ja ostatnio pokazałem jej tą gorszą stronę. Powiedziałem jej, że mam ją gdzieś, a przecież tak naprawdę Demetria jest dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Bez niej i Nicole, za którą też cholernie tęskniłem. Ale jeszcze nie chciałem się widzieć z Dianą. Nie miałem ochoty na to. Nie byłem gotowy. – Idź już do domu, zimno ci – powiedziałem, gdy Demi mocniej ścisnęła moją koszulę. – Nie – zaprzeczyła od razu, na co ciężko westchnąłem. – Zostań ze mną, proszę. – jęknęła patrząc mi w oczy. – Nie Demi, nie dzisiaj, proszę nie utrudniaj mi tego. – mruknąłem całując czubek jej głowy. – A kiedy? Kocham cię i tęsknie. Pomyślałeś o Nicki? Ona też tęskni Joe, proszę. – nie poddawała się, jednak postanowiłem sobie już wcześniej, że nie ulegnę. – Demi, ja też tęsknię. Cholernie tęsknie za wami. Jednak muszę już iść. – wstałem z huśtawki, delikatnie ją od siebie odsuwając. Musiałem tak zrobić, inaczej by mnie nigdy nie puściła. Szybko zerwała się z huśtawki i zauważyłem, że straciła równowagę i gdyby nie ja, przewróciłaby się. – Skarbie, idź do domu i wypocznij, dobrze? – złapałem jej podróbek, a widząc, że jest gotowa by już zaprzeczyć wpiłem się w jej usta. – Zrób to dla mnie Dem. Muszę już iść, spotkamy się jutro, obiecuję. Kocham Cię. – Pocałowałem ją w czoło, pozwalając by się we mnie wtuliła. – Ale gdzie iść Joe? – zapytała patrząc na mnie tymi pięknymi czekoladowymi oczami tak, że myślałem, że wymięknę. – Nie martw się, zatrzymałem się w hotelu niedaleko. Spotkamy się jutro. I pamiętaj jedno. Kocham cię i zawszę będę rozumiesz? – zapytałem, a gdy kiwnęła głową pocałowałem ją czule. – Ucałuj Nicole kochanie – szepnąłem i już chciałem odejść, gdy Demi wpiła się w moje usta. Przyciągnąłem ją i pogłębiłem pocałunek, jednak wiedziałem, że czas skończyć pieszczoty, bo nie wypuści mnie stąd nigdy. – Będę śnił o tobie aniołku. – ostatni raz ją pocałowałem i odszedłem rzucając jej delikatny uśmiech. Odwzajemniła go ze smutkiem i ze spuszczoną głową ruszyła wolno w kierunku domu.
Serce mi się krajało na ten widok, ale tak na razie musiało być. Nie byłem pewny na czym stoję, jednak wiem jedno. Demi jest dla mnie całym życiem i nigdy jej nie zostawię. Bez względu na wszystko. Wszedłem do hotelu i odbierając klucz od swojego pokoju, ruszyłem w jego stronę. Wziąłem szybki prysznic i ułożyłem się wygodnie na łóżku. Sięgnąłem po mój telefon, który leżał na półce i wystukałem sms’a do Demi treści „Kocham Cię Aniołku ;*”. Nie musiałem czekać długo na odpowiedź:
Od Demcia:
„Ja Ciebie też i tęsknię ;**”
Jeszcze chwilkę z nią popisałem i wyłączyłem telefon próbując zasnąć. Myślałem o Dem i Nicole. Kocham je najmocniej na świecie i nic tego nie zmieni, nawet moja namolna teściowa. Tak myśląc o nich, o gaworzeniu Nicole, o jej ślicznych niebieskich oczkach, o Demi, jej pięknym uśmiechu i jej całej odpłynąłem w krainę Morfeusza…
***
I dodałam :) Wiem, że krótki i nie najlepszy, ale pisałam go dzisiaj w nocy od drugiej, do trzeciej, więc wyszło całkiem znośnie, a poza tym, gdyby był dłuższy to by za wiele zdradził ;) Przepraszam, za wszystkie błędy. Nie chcę go dedykować, bo nie wyszedł mi za ciekawy. W każdym razie, dziękuje Medicatus_Hope za wsparcie :)) I mojej Tosi, która wspiera mnie we wszystkim <3
Jak widzicie, jest nowy, cudowny szablon, który pobrałam z bloga, http://breakheaven-nightmare.blogspot.com więc serdecznie dziękuje: Nightmare_, Break-Heaven i BlondIlluminate :) Przy kolejnej notce postaram się dodać zwiastun do bloga ;*
Świetny, normalnie miałam ochotę się rozryczeć, na szczęście się nie rozstali. Nie masz za co dziękować kochana <3. Masz talent tylko pozazdrościć. :) Czekam na nn
OdpowiedzUsuńnei wiem, dlaczego narzekasz a ten rozdział, bo jest wspaniały:) ogólnie, kocham wszystko co piszesz, więc co mam Ci tu pieprzyć. :D czekam na więcej, powodzenia<33333
OdpowiedzUsuńworlds-of-chances.blogspot.com
morning-suns.blogspot.com
suuper ! teraz tylko czekań na nn ! ; ** WerkQ
OdpowiedzUsuńCudowne! Mam nadzieję, że Joe i Demi naprawdę się pogodzą, a teściowa zmądrzeje :)
OdpowiedzUsuńblask-duszy.blogspot.com
Znalazłam wolną chwilę i przeczytałam nowo dodany rozdział. Kurcze, sama nie lubię matki Dems. Już dawno bym jej wytknęła to i owo, ale podziwiam Josepha, że tak długo potrafił się powstrzymywać. Szkoda, że Demi tak na niego nawrzeszczała. Czasami zachowuje się jak egoistka, wiesz? Cierpliwość Joe sięgnęła zenitu i powiedział to, co mu od dawna leżało na sercu. Czasami ludzie powinni pogodzić się z pewnymi faktami i nie przymuszać drugiego człowieka do czegokolwiek wbrew jego woli. Z tego nigdy nic nie wychodzi dobrego, a sytuacja z matką Demetrii jest tego przykładem. Mam nadzieję, że tych dwoje w końcu będzie pod jednym dachem. Czuję, że nastanie to dopiero po opuszczeniu rodzinnego miasta Demi. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Akcja staje się coraz to ciekawsza. Na dodatek Twoje opowiadanie przypomina mi moje stare, dobre czasy, które zawsze chciałabym pamiętać, bo to wtedy zaczęła się moja przygoda z opowiadaniami, a zwłaszcza z tymi, o Jonaskach, hahaha. :D
OdpowiedzUsuńinformuj mnie na gg 37256947 Nisia
OdpowiedzUsuń