czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 6

<Demi>

Przecierając zmęczone oczy leniwie podniosłam się z łóżka. Była godzina 5.56 i wiedziałam, że skoro do tej pory nie udało mi się zasnąć to już raczej nie mam na co liczyć. Założyłam puszysty szlafrok i pokręciłam głową patrząc na puste już łóżko. Wciąż łudziłam się, że to tylko zwykły sen. Że w rzeczywistości mam perfekcyjną rodzinę, a moja mama w pełni akceptuje mojego męża, który z kolei jest przy mnie, a nie włóczy się po jakiś hotelach zupełnie sam. Byłam rozdarta. Nie
  wiedziałam co zrobić, by móc skleić w całość tą chorą układankę. Na pewno muszę porozmawiać z mamą, jednak kompletnie nie wiem w jaki sposób. Nie chcę jej urazić, ale nie mogę pozwolić na to żeby rozbiła moją rodzinę. Nie ma takiej opcji. Jak najciszej tylko umiałam opuściłam pokój, nie chcąc budzić mojego maleństwa. Mimo, że i  tak niedługo wstanie chciałam, żeby spała jak najdłużej ciesząc się błogim snem, który mi dany niestety nie był. Poszłam do łazienki i to co zobaczyłam przeraziło mnie. Blada, wyczerpana, niewyspana i przybita. Wszystko to idealnie odzwierciedlało się w lustrze, które pokazywało wszystkie moje niedoskonałości. Wory pod oczami, popękane wargi, kołtun na kołtunie, sucha skóra. Nawet nie wiedziałam kiedy aż tak się zapuściłam, wyglądałam jak kobieta z problemami po czterdziestce, a nie jak dwudziestoczterolatka, która powinna tryskać energią. Ściągając szlafrok i zsuwając koszulkę nocną weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam kurek z zimną wodą. Tak wiem, to nie było dojrzałe z mojej strony – zwłaszcza, że jeszcze wczoraj miałam gorączkę i dreszcze – jednak tego było mi trzeba. Sięgając po żel brzoskwiniowy i gąbkę szybkimi ruchami obmyłam swoje ciało. Czując jak dygoczę szybko nalałam szamponu na rękę i umyłam dokładnie włosy po czym je spłukałam. Przemyłam twarz i zakręciłam wodę. Gdy już zaczęłam zamarzać otuliłam się niebieskim ręcznikiem, jednak po chwili go opuściłam i po raz kolejny zerknęłam w lustro. Spojrzałam na siebie z odrazą. Byłam taka…gruba i brzydka, dziwiłam się dlaczego Joe mnie poślubił. Kiedyś może i nie brakowało mi urody, ale teraz? Kto chciałby mieć za żonę takiego potwora jak ja? Kręcąc głową ze złością sięgnęłam po bieliznę i szlafrok. Założyłam ręcznik na włosy i zawinęłam w rulon po czym opuściłam łazienkę. Zeszłam na dół z zamiarem przygotowania śniadania i zdziwiona zauważyłam mamę w kuchni. Przecież miała do pracy na 1000,więc czemu wstała tak wcześnie? Czyżby też nie mogła spać? Delikatnie odchrząknęłam, ale ona nie zwracała na mnie uwagi. Była na mnie zła za wczoraj, co powoli zaczynało mnie irytować. Podchodząc do blatu kuchennego nalałam sobie soku pomarańczowego i usiadłam przy stole zerkając na moją matkę. Ignorowała mnie cały czas, stojąc do mnie tyłem i szykując zapewne śniadanie dla całej rodzinki. – Musimy porozmawiać. – rzuciłam po chwili, jednak żadnej reakcji. Co chwilę stawiała coś na stole, ale ani razu na mnie nie spojrzała – Dlaczego to robisz? – spytałam patrząc na nią z bólem w oczach – Robisz to specjalnie? Chcesz mi zniszczyć życie, rodzinę? Tak zachowuje się kochająca matka? – kontynuowałam, nie doczekując się odpowiedzi. Głos mi się łamał i wielka gula stanęła w gardle, jednak chciałam znać odpowiedz. – Czy będziesz tak łaskawa i mi odpowiesz, albo chociaż na mnie spojrzysz?! – krzyknęłam wstając gwałtownie. – nie krzycz, bo obudzisz dziecko – mruknęła siadając przy stole i popijając herbatę. Momentalnie się  we mnie zagotowało jednak przymknęłam powieki, nie chcąc wybuchnąć – odpowiedz – wysyczałam i usiadłam naprzeciw niej, patrząc jej w oczy – kocham cię i nie  chcę żebyś marnowała życie u boku takiego idioty, który ma cię gdzieś – powiedziała spokojnie i sięgnęła po ciastko. Spojrzałam na nią niedowierzając jej słowom. – Ten idiota, jak go nazwałaś jest moim mężem i ojcem mojego dziecka. Kocham go. – powiedziałam mając nadzieję, że chociaż ten argument na nią podziała – rozwód dostaniesz raz dwa, a dziecko jest jeszcze małe, znajdziesz łatwo nowego tatusia dla niej. To, że ty go kochasz to nie znaczy, że on ciebie. Zniszczył ci życie, nie jest wart ciebie i Nicole, to zwykły gówniarz, który – cały czas mówiła, jednak jej przerwałam, nie miałam zamiaru tego słuchać – Przestań! Przestań w tej chwili. Nie masz prawa tak o nim mówić. Moje życie? Co niby masz na myśli? Ten chory modeling? To było twoje tandetne marzenie. NIE moje. On zniszczył? Czemu? To ja poszłam z nim do łóżka, do niczego mnie nie zmuszał – jasne! Wmawiaj sobie! Jestem pewna, że gdyby się do ciebie nie dobrał to do niczego by nie doszło! – przerwała mi, a ja poczerwieniałam ze złości na twarzy i nagle poczułam dziwną ochotę do wygarnięcia jej wszystkiego. Do udowodnienia, że się myli. Że jestem złą kobietą, która lubi się bawić i imprezować, a nie poszkodowaną dziewczynką, która zaszła w ciążę i musiała zrezygnować z marzeń, które tak naprawdę były marzeniami jej chorej matki. – to ja go do tego namówiłam – rzuciłam, a ona zamilkła i spojrzała na mnie zdziwiona. – to ja wszystko zorganizowałam i to ja prosiłam by nie zakładał prezerwatywy, a sama odrzuciłam tabletki. Ty mnie nawet nie znasz… Zawsze robiłaś ze mnie aniołka, kiedy ja byłam zawsze tą złą, tą która chciała się bawić i szaleć. Nie obwiniaj go o to, że uczynił mnie najszczęśliwszą kobietą na świecie. Już raz prawie zniszczyłaś ten związek, więcej Ci na to nie pozwolę. Wiem, że on mnie kocha i ja kocham jego. A jeżeli ty tak naprawdę kochasz mnie – zrozumiesz to i uszanujesz moją decyzję oraz jego. Chciałam spędzić swój wolny czas z wami, z moją rodziną. Ale widzę, że tak się nie da. Więc zapamiętaj – Joe jest dla mnie najważniejszy i jeżeli Ty go nie zaakceptujesz to możesz zapomnieć i o mnie, i naszej córce. Nigdy nie widziałam tak opiekuńczego ojca i męża jak Joe. I prawda jest taka, że teraz już nie masz nic na niego, więc albo odpuść, albo… żegnaj.  – zakończyłam swój monolog patrząc jej prosto w oczy. Wyraźnie ją zatkało i nie wiedziała co powiedzieć. Było mi z tym źle, cholernie źle. Ale musiałam coś z tym zrobić i w końcu zebrałam się na odwagę by jej to wszystko wygarnąć. Mimo smutku i żalu poczułam ulgę. W końcu pozbyłam się ciężaru, który leżał na moim sercu od kilku lat. – Idę się spakować i przełożyć bilety na jutro. Przykro mi z tego powodu, ale nie po to wzięłam te dwa  tygodnie urlopu, by się kłócić i użerać z Tobą. – Demi… - wyszeptała, gdy byłam już przy wyjściu z kuchni. Odwróciłam się i zacisnęłam wargi. Miała łzy w oczach i patrzyła na mnie z bólem, jednak nie mogłam jej ulec, nie teraz. – Nie mamo. Idę się teraz  spakować, a ty przemyśl to wszystko co ci powiedziałam i pomyśl jak bardzo mnie zraniłaś. Nie mówiąc już nawet o Joe. Nie mówię, że już  się nie spotkamy. Ale dopóki nie zaakceptujesz mojego szczęścia, moja noga nie postanie  w tym domu.

 <Joe> 

Miałem właśnie pisać sms’a do Demi kiedy zobaczyłem przychodzące połącznie od niej.
Trochę się zdziwiłem bo była dopiero 930 jednak szybko odebrałem połączenie. – hej skarbie, stało się coś? – zapytałem od razu, jednak gdy usłyszałem szloch swojej żony i prośbę o spotkanie to natychmiast się zgodziłem i zerwałem z łóżka.  Byłem zmartwiony, nie wiedziałem czy coś się stało czy nie. Gdyby coś takiego się wydarzyło nie wybaczyłbym sobie, że nie było mnie wtedy przy Demi. Nigdy. 
Szedłem zdenerwowany jak diabli, ale jak zobaczyłem Demi niosącą Nicole na rękach uspokoiłem się. Dziewczyna posłała mi delikatny uśmiech, a ja czym prędzej wziąłem od niej gaworzącą Nicki i wycałowałem ją z każdej strony, po czym ucałowałem usta mojej żony. – co się stało? – zapytałem głaskając ją czule po policzku. – nic, po prostu miałeś rację.  Przyjazd tutaj był błędem i chcę to naprawić – powiedziała wtulając się we mnie, a ja stałem skołowany. – Ale o co Ci chodzi Dee? – zapytałem odsuwając ją od siebie – jutro  wieczorem mamy lot do Hiszpanii – wyszczerzyła się w moją stronę i wzięła Nicole na ręce. Posłałem jej pytające spojrzenie, a ona opowiedziała mi całą historię z jej matką. Niby się cieszyłem, że stąd wyjedziemy, jednak było mi cholernie źle z faktem, że odsunąłem Demetrię od matki. – Demi – zacząłem – kocham cię, ale nie chcę żeby przeze mnie twoja rodzina się rozpadła – spojrzałem jej w oczy, a ona posłała mi uśmiech i musnęła moje usta. – Ty jesteś moją rodziną i to, że moja matka ma z tym jakiś problem zupełnie mnie nie obchodzi. To boli, ale ona w końcu to zrozumie zobaczysz. A teraz chodźmy do domu. Razem. Nie zwracaj na nią uwagi, pomożesz mi w pakowaniu i od jutra zaczniemy nasz urlop tak jak powinniśmy już wcześniej.

***

Dallas oddaj mi dziecko – zaśmiała się Demi próbując odkleić Dall od Nicole jednak na marne. Patrzyłem na tą sytuację z rozbawieniem, moja szwagierka za wszelką cenę próbowała nam uniemożliwić wyjazd z Teksasu. – Joe, zostańcie proszę. Znasz ją ona się zmieni obiecuję, proszę nie jedźcie Demi no! – gdy słuchałem tego lamentu robiło mi się jej żal i rozważałem nawet sytuację, w której mógłbym przekonać Demi do zostania tutaj. Jednak gdy przed oczami stawały mi te wszystkie intrygi mojej teściowej, w którym próbowała nas poróżnić… zmieniałem zdanie. – Dallas, wiesz jak jest i wiesz, że ona nie zmieni się ot tak. Kocham cię i cholernie mi przykro, że nie spędzimy razem tych dwóch tygodni, ale zrozum że naprawdę nasze małżeństwo w ostatnim czasie ucierpiało, więcej z mojej winy i chcę to naprawić i spędzić czas z Joe w… miłej atmosferze. - powiedziała Demi i przytuliła do siebie swoją siostrę – „miłej atmosferze” ? – spytał Mark i puścił mi oczko na co wybuchłem śmiechem. – nie bądź taki do przodu – mruknęła Demi, odrywając się od Dall. – chcecie spędzić czas razem hm? – spytała Dallas na co przytaknęliśmy jednocześnie – ale nie zaszalejecie za bardzo z małym dzieckiem…. Cicho Demi. – rzuciła gdy Demi otworzyła usta by zaprzeczyć – ja i Mark zamiast iść na kurs macierzyński zaopiekujemy się Nicole! – wykrzyknęła uradowana, a Demi spojrzała na nią krzywo – to nie jest zły pomysł! – dorzucił Mark – bez dziecka w końcu spędzicie czas tylko we dwójkę + nie będziecie budzić dziecka po nocach – mruknął, za co dostał od Demi kawałkiem jakiegoś drewna. – no ej! Joe powiedz jej coś – rzucił ze śmiechem, a Demi spojrzała na mnie wyczekująco. Gdyby się zastanowić to miał rację… ja i Demi w końcu moglibyśmy się nacieszyć sobą i… - zgoda! – wykrzyknąłem układając sobie plan naszego pobytu w Hiszpanii – Joe – zaczęła Demi, ale położyłem palec na jej ustach – kochanie daj spokój, to jest wręcz świetny pomysł. Dallas i Mark dadzą radę, a my w końcu pobędziemy chwilkę sami – wymruczałem jej do ucho przyciągając do siebie. – no ale… - zaczęła – to nasze maleństwo – wyszeptała – to tylko dwa tygodnie Dems, zgódź się słońce – ucałowałem jej policzek i usłyszałem jej cichy jęk. – Dem, to będziesz też dobra lekcja dla mamy. Zmięknie dzięki Nicole, a wy – tak jak mówiłaś – będziecie mogli odbudować coś co nie ukrywajmy się ostatnio zepsuło. – spojrzała na nią znacząco, a Demetria spojrzała na mnie z zapytaniem na twarzy na co wzruszyłem ramionami i posłałem jej delikatny uśmiech. – zgoda – mruknęła – ale… - zaczęła, a ja podszedłem do niej i wpiłem się w jej usta – bierzcie Nicole póki się jeszcze nie rozmyśliła! – krzyknąłem i cała nasza czwórka wybuchła śmiechem. Pożegnaliśmy się z Nicole i przy ubolewaniu naburmuszonej Demi, Mark zawiózł nas na lotnisko. Nie mogłem się doczekać tego tygodnia, oby był lepszy niż poprzedni… 

***

Przepraszam za czas, długość i jakość :x Zwłaszcza końcówkę, bo nie mam nawet głowy by ją sprawdzić... spokojnych dni w moim domu jest tyle co prostych/idealnych/bez dziur dróg w Polsce, więc przepraszam ;( Postaram się dodać następny szybciej :) Mam już nawet obmyślony :3 Enjoy! Ps. Napiszcie mi jeśli chcecie być informowani proszę :) <3 podajcie mi  tt, ewentualnie gadu :)